Uważne czytanie etykiety nie tylko pomaga w wybraniu właściwego wina, ale potrafi też ustrzec przed nieprzyjemnymi niespodziankami.
Tomasz Prange-Barczyński, zdjęcie główne: Pylyp Sukhenko / Unsplash
K. przyniosła prosecco – rzuciła przez ramię B. Ucieszyłem się. Wieczór był ciepły, zamierzaliśmy siedzieć w ogrodzie, a menu bazowało na sałacie i lekkich przekąskach. Będzie w sam raz. Kątem oka (i bez okularów) zobaczyłem charakterystyczną butelkę, chwyciłem za szyjkę i bez ceregieli i oglądania wsadziłem szybko do lodówki.

Godzinę później zaniosłem flaszkę do ogrodu, uśmiechnąłem się na widok nieco anonimowej, za to wesołej, iście letniej etykiety. Napis głosił wielkimi literami La La La na tle prostej grafiki przedstawiającej kontrabasistę, bębniarza i gościa grającego na saksie. A zatem, la-la-la, będzie zabawa. I była.
Mimochodem rzuciłem okiem na kontretykietę. Lambrusco? Ale jak to, przecież białe… vinificate in bianco głosił napis. Umoczyłem usta. La La La… dobre, choć słodkie, no, słodkawe. Kolejny napis informował – dry. Tyle, że w świecie musiaków słowo „wytrawny” znaczy coś innego, niż w przypadku win spokojnych.

Pisaliśmy o tym wielokrotnie – ze słynnym musiakiem z północno-wschodnich Włoch jest jak z szampanem. Powstaje na określonym terytorium, przede wszystkim z odmiany glera, metodą wielkozbiornikową (Martinottiego-Charmata).
Winiarze z Veneto poświęcili wiele sił i czasu, by nadać nazwie prosecco właściwą ochronę i nie życzą sobie, by używać jej wobec jakichkolwiek innych win musujących.
Dokładnie tak jak producenci z Szampanii dla własnego wina obsesyjnie strzegą nazwy champagne. Tymczasem w Polsce (i nie tylko), w związku z wielką popularnością okołoweneckich bąbelków termin prosecco wszedł do powszechnego użycia jako uniwersalna nazwa na wina musujące. To błąd. Nie tylko formalny. W zależności od miejsca powstawania, użytych szczepów winogron i metody produkcji, musiaki potrafią się od siebie znacząco różnić.
Przyznaję, nawet mnie zwiodła balangowa etykieta La La La. Poza nośnym hasłem i wesołym rysunkiem można tam było wyczytać tylko nazwę producenta wina, podtytuł The Sound of Bubbles oraz lakoniczną informację dotyczącą koloru – Bianco. Dopiero nalepka z tyłu butelki informowała, że wino pochodzi z Emilii (IGT Emilia), że jest musujące (spumante), winifikowane na biało (vinificate in bianco) z gron odmiany lambrusco. Swoją drogą to spora niespodzianka, bo lambrusco kojarzy się przede wszystkim z musiakami w kolorze czerwonym robionymi z kilku odmian z rodziny lambrusco, w ośmiu różnych DOC Emilii-Romanii i Veneto. No, ale to już fantazja producenta, że wymyślił sobie białe lambrusco. Ostatnio w Chinach piłem winifikowane na biało cabernet sauvignon – jak wolność to wolność!
Na kontretykiecie La La La znalazłem jeszcze dwie ważne informacje. Pierwsza to wspomniane już słówko dry. Tak, oczywiście – jego dosłowne tłumaczenie brzmi „wytrawny” i w przypadku win spokojnych pojawienie się tego terminu na etykiecie mówi nam, że w winie nie ma więcej niż 4 g/l cukru resztkowego.
Jednak świat musiaków rządzi się swoimi prawami. Tu na prawdziwie wytrawne wino mówi się brut (extra brut lub brut nature, gdy jest wytrawne do imentu i nie ma wcale albo prawie wcale cukru).
Dry oznacza w tym wypadku aż 17 do 32 g/l i trudno tego na podniebieniu nie poczuć. La La La śpiewało w każdym razie słodko. Kategoria pośrednia to extra dry, 12-17 g/l cukru, co sprawia, że te wina musujące wydają się bardziej łagodne i owocowe niż szczególnie słodkie, choć wrażenie to jest bardzo indywidualne i zależy w dużej mierze od wrażliwości pijącego.
I skąd ja to wszystko mam wiedzieć? – zapytała B. Pytanie ze wszech miar na miejscu, zwłaszcza, że przedział 17-32 g/l jest bardzo szeroki i waha się między „prawie wytrawnością” a „prawie słodyczą”.
Tu w sukurs przychodzi jeszcze jedna informacja zawarta na etykiecie – zawartość alkoholu. Im niższa, tym więcej nieprzefermentowanego cukru w winie. La La La było leciutkie. Zaledwie 10,5 proc. Nic dziwnego, że słodycz białego lambrusco okazała się wyrazista. Na szczęście śpiewające wino pasowało do miłej aury wieczoru. Może mniej do sałaty z wyrazistym zakwaszonym cytryną winegretem, za to doskonale do przesłodkich dojrzałych truskawek. Nam się udało, ale zawsze lepiej uważnie przyjrzeć się etykiecie.
Więcej felietonów winiarskich znajdziecie TUTAJ.