Podkarpacka impreza stał się w ostatnich latach jednym z największych festiwali polskiego wina w naszym kraju. Czasami można mieć jednak wrażenie, że tamtejszy Urząd Miasta robi wszystko, żeby ten fakt ukryć.
Tekst i zdjęcia: Maciej Nowicki
Choć tegoroczny kalendarz festiwali polskiego wina jest absolutnie rekordowy, to jednak zdecydowana większość z wypełniających go wydarzeń to byty młode – kilkuletnie czy wręcz debiutujące. Dłuższym stażem może się pochwalić ledwie kilka z nich (Święto Młodego Wina w Sandomierzu, Święto Wina w Janowcu), rekordzistów mamy zaś tylko dwóch. To oczywiście zielonogórskie Winobranie i właśnie impreza w Jaśle, która w tym roku wkroczyła w pełnoletniość, odbyła się bowiem po raz osiemnasty.
Czasy partyzanckie
Na początku kłaniam się nisko wszystkim, którzy zajmowali się organizacją tej imprezy u jej zarania. Łatwo obliczyć bowiem, że początki przypadają na czasy, kiedy polskich producentów wina było niewielu, a wprowadzanie wina do obrotu było formalnie nielegalne. Kolejnym odsłonom święta towarzyszył swoisty tetris i próby wydzielania (specjalnymi ogrodzeniami oczywiście!) stref sprzedaży od stref degustacji, gdzie można było wprawdzie wina spróbować, ale już kupić nie.
Na straży przestrzegania przepisów stały rozliczne służby państwowe. Każdy z odwiedzających Jasło w tamtym czasie mógł więc mieć poczucie wyjątkowego bezpieczeństwa. To właśnie wtedy, by urozmaicić wciąż skromną ofertę dostępnych win, zdecydowano się (i słusznie!) zaprosić na Podkarpacie winiarzy z krajów ościennych – Słowacji, Czech czy Węgier. Odbywający się zawsze w ostatni weekend sierpnia festiwal zyskał zatem uzasadnioną nazwę: Międzynarodowe Dni Wina w Jaśle. Niestety, w kolejnych latach – by użyć informatycznego określenia – „systemu nie zaktualizowano”.
Międzynarodowość na siłę
Począwszy od 2015 roku, w Polsce przybywa rocznie kilkadziesiąt winnic. Jasielskim wydarzeniem zaczęli interesować się nie tylko kolejni winiarze z regionu czy województw z nim sąsiadujących, ale i z pozostałych części kraju. Już w latach 2018-2019 na weekend zjeżdżała się solidna ich reprezentacja.
Pandemiczne realia pomogły imprezie – obostrzenia doprowadziły do zniknięcia z rynku monstrualnej sceny, od zawsze za dużej i od zawsze generującej kakofonię dźwięków, skutecznie zagłuszającą rozmowy z winiarzami. Dzięki zwolnionemu miejscu zmieściło się więcej stanowisk winiarskich; powstały też miejsca zadaszone. Kto bardzo potrzebował muzyki – otrzymywał ją w umiarkowanym natężeniu lub w czasie wieczornego koncertu, także dużo bardziej kameralnego.
Polskich producentów nieustająco przybywało. W ostatnich latach ich liczba przekroczyła czterdziestkę. Nie zmieniło się tylko jedno – nieszczęsna nazwa, która dziś raczej wprowadza w błąd. Cóż robić, skoro miasto jest do niej perwersyjnie przywiązane? Winiarzy spoza granic kraju policzyć można na palcach jednej ręki i trudno się temu dziwić. Nasze przepisy wymagają od nich posiadania kasy fiskalnej, z kolei serwowanie wina za darmo nie przynosi raczej ekonomicznego sukcesu i budzi słuszny opór tych, których próbki degustacyjne muszą być płatne.
W historii imprezy bywały już momenty kiedy za jej „międzynarodowość” odpowiadały stanowiska importerów win. Jest to dla mnie, dyplomatycznie rzecz ujmując, pewnego rodzaju naciąganie turystów.
Tajne przez poufne
Uważam, że zmiana nazwy na Ogólnopolskie Dni Wina w dużo lepszy sposób oddawałaby charakter całego wydarzenia. Pozwoliłaby także na lepszą jego promocję, bo wciąż sporo miłośników wina uważa, że w Jaśle spotka jedynie podkarpackich winiarzy. W tym roku międzynarodowość imprezy uzasadniały zaledwie trzy winnice zagraniczne (na 29 polskich): dwie z Gruzji i jedna z Czech.
Zdumiewający był też pomysł zorganizowania na jasielskim rynku… drugiej imprezy, tym razem noszącej dumną nazwę: Festiwal Karpackiego Sera. Choć miejscy urzędnicy starali się podkreślać wzajemną interakcję sera i wina, wystarczyło spojrzeć na media społecznościowe UM w Jaśle, by zorientować się, do którego z tych wydarzeń było im bliżej.
Gdy dodać do tego trwające wiele tygodni zmiany w festiwalowym plakacie (z Międzynarodowych Dni Wina zniknąć musiał… kieliszek, a butelkę zastąpił przypominający damską torebkę bukłak), można odnieść wrażenie, że Jasło, którego hasłem są przecież „winne klimaty”, klimaty te stara się marginalizować.
Aby minusy nie przesłoniły plusów
Na szczęście za sprawą samego Jasielskiego Stowarzyszenia Winiarzy można też pisać o pozytywach. Z pewnością należy do nich słynny pociąg do wina. Ale to nie wszystko. Po raz kolejny dobrze wyglądał piątkowy Dzień Otwartych Winnic z dwiema trasami turystycznymi i odwiedzinami w sześciu podkarpackich winnicach. Uczestnicy z pewnością nie zapomną degustacji z Podkarpacką Manufakturą Win, która odbyła się w dawnym schronie kolejowym w Stępinie. Możliwość spróbowania win (ale i serów oraz proziaków) w tak niezwykłym anturażu robiła duże wrażenie. Pokazała, że nowych enoturystycznych pomysłów na atrakcje cały czas mamy pod dostatkiem!
Cieszy też, że po wielu latach z koszmarnymi festiwalowymi kieliszkami, które skutecznie odcinały aromaty nawet najlepszych win, zdecydowano wreszcie o wprowadzeniu nowych. Co więcej, teraz zaliczyć je można do krajowej czołówki, a obawy związane z ich wyższą ceną zostały wyeliminowane już pierwszego dnia – gdy wykupiono wszystkie.
Niezmiennie mocnym punktem programu pozostają degustacje komentowane (w tym roku prowadzone przez Katarzynę Korzeń, Tomasza Koleckiego, Michała Drozdowskiego, Michała Sobieszuka i wyżej podpisanego). Tu także zaszła drobna zmiana na lepsze. Prawie wszystkie odbywały się w sobotę, pozwalając na uczestnictwo dużo szerszej grupie uczestników (niedziela jest już raczej dniem zakupów i wyjazdów).
Na pogodę organizatorzy wpływu nie mieli, a ta była aż za dobra. Afrykańskie wręcz upały utrudniały nieco proces degustacyjny w ciągu dnia, ale zapewniały też dużo przyjemniejsze warunki wieczorem. I to właśnie o tej porze, wybrałem dla Państwa dziewiątkę win, które zapamiętałem najlepiej. To zestawienie potwierdza przy okazji, jak szeroka jest grupa winiarzy z całego kraju, odwiedzająca dziś Jasło. Warto byłoby to docenić.
88 GostArt 2022, Winnica Gostchorze
W ostatnich dwóch latach nie było wielu powodów, by pisać o GostArcie – jednym z najpopularniejszych polskich win musujących produkowanych metodą tradycyjną. Jego autor i właściciel lubuskiej Winnicy Gostchorze, Guillaume Dubois, finansujący remont budynku nowej winiarni, zmuszony był do wypuszczania na rynek win o bardzo krótkim czasie dojrzewania na osadzie. W najbardziej krytycznym momencie, były to zaledwie… trzy miesiące. Nie trzeba być znawcą, by zrozumieć, że takie decyzje musiały zaważyć na jakości wina. Na szczęście wreszcie udało się złapać oddech i dać ów oddech także dojrzewającym kolejnym partiom wina. Dziś czas wynosi 15 miesięcy na osadzie. Wino ma styl, do którego przyzwyczailiśmy się przed laty: jest dobre musowanie, są wyraźne nuty cytrusowe i dobrze zaakcentowana kwasowość. W kupażu pinot blanc, rieslinga i pinot gris po raz ostatni przewagę ma ta pierwsza odmiana. W kolejnym roczniku na pozycję lidera powraca riesling.
86 Poranna Rosa Frizzante 2023, Winnica Słowianki
Pierwsze nasadzenia tego podkarpackiego producenta pochodzą jeszcze z 2013 roku (aktualna powierzchnia winnicy to prawie hektar). Oficjalnie wina zadebiutowały na rynku jednak dopiero w roczniku 2022. Powstało w nim kilka udanych win, m.in. wciąż dostępne na rynku Seyval Blanc oraz Johanniter. Mój głos oddaję jednak na bardzo dobrze poukładane frizzante, powstające metodą saturacji. W składzie Porannej Rosy dominuje seyval blanc, a uzupełnia go hibernal i johanniter. Wino jest bardzo soczyste, umiejętnie podbite cukrem resztkowym, z długim, jabłkowo-brzoskwiniowym finiszem. Czysta radość.
85 Odesa 2023, Winnica nad Jarem
O tym jednym z najbardziej zasłużonych producentów z okolic Sandomierza (winnicę założono w 2009 roku), piszę od wielu lat. Zwykle jednak w kontekście powstającego tam Regelta, czyli kupażu regenta i zweigelta. Mógłbym zrobić to ponownie, tym bardziej że rocznik 2022 należy do udanych. Tym razem jednak słów kilka poświęcę drugiemu z moich ulubionych win. Można powiedzieć, że Odesa była jednym z protoplastów polskich win aromatycznych. Kiedyś powstawała wyłącznie z muskata odeskiego (stąd nazwa), od pewnego czasu coraz mocniej uzupełniana jest muscarisem. Najnowsze wydanie ma wszystkie zalety wcześniejszych roczników. Jest bardzo aromatyczne (czarny bez, muszkat, skórka jabłka), z odrobiną cukru resztkowego (5 g) i solidną dawką orzeźwienia. Bez większej struktury, ale też nie takie jest jego zadanie.
85 Cytryn Cuvee 2022, Winnica Alabaster
Przyjazd do Jasła każdorazowo jest dla mnie także okazją do spotkania z tym producentem, na którego zwykle przez pozostałą część roku trudno jest mi trafić. Jednohektarowa Winnica Alabaster (powstała w 2011 roku) od kilku sezonów ma stałe mocne punkty w swojej ofercie. Jednym z nich jest z pewnością Cytryn Cuvee. Dwa lata świetnie mu zrobiły. Dziś to połączenie hibernala i johannitera czerpie pełnymi garściami z każdej z odmian. Mamy tu więc aromatyczność i ziołowość tego pierwszego (gruszka, porzeczka i świeże zioła właśnie) oraz cytrusowość i dobrą strukturę drugiego. Mam zresztą wrażenie, że wino wciąż nie powiedziało ostatniego słowa. Za rogiem czai się już kolejny kandydat do wyróżnienia. Jantar 2021 to szalone połączenie trzech stylów win (słomkowe, lodowe i macerowane), które po trzech latach dalszego dojrzewania w beczce zostało niedawno zabutelkowane. Z pewnością wkrótce wrócę do niego z dłuższą recenzją.
86 Apricus 2021, Winnica Modła
Właściciel winnicy, Tomasz Stola, znany jest z nieograniczonych pokładów cierpliwości. W każdym razie jeśli chodzi o czas, który daje swoim winom, aby mogły dojrzeć. W większości przypadków są to decyzje dobre dla konsumentów, w efekcie powstaje bowiem znakomite dojrzewające w beczce chardonnay (Chary Bary 2020) czy dobrze ułożona maceracja (Mariage 2019). Na mnie wrażenie zrobił solaris, czyli Apricus 2021. Trzyletnie wino z tej odmiany winorośli znaleźć można na rynku niezwykle rzadko, a jeśli już, zazwyczaj jest cieniem dawnej świeżości. Tymczasem w przypadku Apricusa cały czas mamy do czynienia z dobrym owocem i nieoczywistymi jak na większość solarisów aromatami. Stoi zdecydowanie mocniej po stronie jabłka i pomelo, a charakterystyczna brzoskwinia stanowi tu jedynie uzupełnienie. Z pewnością kolejny kandydat do tekstu o nieoczywistych solarisach.
86 Sauvignon Blanc 2023, Winnica Płochockich
Kiedyś sauvignon blanc był sensacją w polskich winnicach. Dziś okrzepł i stopniowo pojawia się w kolejnych regionach kraju. Z pewnością dobrze się czuje w podsandomierskiej parceli Winnicy Płochockich, dla której jest to już kolejna jego odsłona. Tym razem niezwykle dojrzały rocznik przełożył się na wino o półwytrawnym charakterze i prawie 15 gramach cukru resztkowego. Jednak wbrew pozorom aż takiej słodyczy się nie czuje. To raczej akcenty tropikalnych żółtych owoców wsparte dojrzałym agrestem; natomiast klasycznych nut trawiastych właściwie nie uświadczymy. I bez nich wino robi jednak wrażenie. Wydaje się być wymarzonym wyborem do słodko-kwaśnych kulinarnych pomysłów.
87 Zweigelt 2023, Winnica Żak
Tego niskointerwencyjnego producenta poznałem w tym roku na festiwalu Confetti w Krakowie. Prezentował tam głównie swoje wina musujące, białe i macerowane. Moim zdaniem najlepszy był jednak recenzowany dziś zweigelt. Przy okazji okazało się, że szczep ten dobrze czuje się także i w tej części Polski. A jest to wino tym ciekawsze, że dojrzewało wyłącznie w stalowych zbiornikach i nic nie przesłania w nim czystego owocu. Mamy więc nuty malin, młodej wiśni, jest też trochę czereśniowych akcentów i, rzecz jasna, klasyczny dla tego szczepu czarny pieprz. Do tego fajna orzeźwiająca kwasowość. Minusem jest jedynie niewielka produkcja, dlatego gorąco zachęcam producenta do kolejnych nasadzeń.
88 Maciej 2022, Przeworskie Winnice
Jakże mógłbym nie umieścić w zestawieniu mojego imiennika? W tej winnicy zweigelt powstaje już od kilku lat, a jeszcze dłużej wszystkie wina noszą damskie i męskie imiona. Maciej to przykład zweigelta, który dojrzewa w dębowych beczkach. W tym przypadku rekordowo wręcz długo – wino spędziło w nich aż 18 miesięcy. Na szczęście nie przekroczyło granicy „beczkozy”, a całość utrzymana jest w bardzo zrównoważonym stylu. Rzecz jasna, nuty dębowe są wyczuwalne, ale mamy też sporo dojrzałego soczystego owocu (głównie wiśnia), wyczuwalne taniny i korzenne przyprawy. W finiszu trochę kwaśnej wiśni, dodającej sporo świeżości. Maciej z pewnością plasuje się w czołówce polskich zweigeltów!
89 Solaris & Riesling 2023, Winnica Amelie
Na koniec (i na deser) wino słodkie. Tym razem od Winnicy Amelie, czyli producenta, który zaczyna się w takim stylu specjalizować. Grzegorz Pachoł zachwycił mnie (ale i jury konkursu Polskie Korki) już kilka lat temu. Zaprezentował wtedy zdumiewające Cabernet Cortis Sweet Botrytis – jedno z najlepszych polskich win słodkich, jakie powstało w ostatniej dekadzie. Kilka miesięcy temu ponownie dał znać o sobie. Jego Solaris & Riesling 2023 w czasie tegorocznej edycji konkursu Polskie Korki zdobył (w swojej kategorii) Srebrny Korek. Wino ma ponad 130 gramów cukru resztkowego. Z jednej strony, dzięki solarisowi zachwyca nutami kandyzowanej brzoskwini i marmolady z gruszki, z drugiej ma świetną cytrusową kwasowość rieslinga. Jest znakomite już teraz, więc aż strach pomyśleć, jak dobre będzie, gdy ułoży się jeszcze lepiej.