fot. Polish Wine Festival
Polskie wino za granicą to wciąż jeszcze nisza, ale jego rozpoznawalność z miesiąca na miesiąc rośnie. Podstawą sukcesu jest nie tylko jakość, ale i coraz lepsza promocja. Ostatnie dwa lata są tego znakomitym przykładem.
Maciej Nowicki
Zaledwie piętnaście lat temu zadebiutowało w oficjalnej sprzedaży pierwsze polskie wino – Feniks 2008 z dolnośląskich Winnic Jaworek. Prawdziwy boom na nowe winiarnie zaczął się jeszcze później, w sezonie 2016/2017. Powierzchnia oficjalnych nasadzeń to dziś ponad 850 hektarów. Produkcja sięga zaś 25 675 hektolitrów wina (dane za Krajowym Ośrodkiem Wsparcia Rolnictwa).
I jeśli nawet w winiarniach niektórych producentów wciąż zalega niesprzedane wino, nie dzieje się tak na skutek braku popytu. To raczej efekt słabej jakości lub nieumiejętnego (albo nieistniejącego) marketingu. Problem najlepszych polskich winiarzy leży na przeciwległym biegunie – trudno im zaspokoić nawet krajowe apetyty. Niektóre winnice (mowa nie tylko o tych dużych lub znanych, jak Dom Bliskowice czy Kamil Barczentewicz, ale i butikowych, jak dolnośląska Winnica Jerzmanice) muszą regulować ilość wina wprowadzanego do sprzedaży. Inaczej pod koniec roku zostałyby w ogóle bez zapasów.
Ponadto polskim winem już od jakiegoś czasu interesuje się Europa. Zarówno restauratorzy, jak i importerzy coraz chętniej wprowadzają do swojej oferty wina z mniej oczywistych kierunków geograficznych. Trudno nie zauważyć w tym kontekście kraju tak rozpoznawalnego jak Polska.
Przecieranie szlaków
Aby zaistnieć na rynkach zagranicznych, zainteresować tamtejszych klientów i zbudować rozpoznawalną markę, producent musi postawić na profesjonalny marketing i analizę trendów. Wśród polskich winiarzy palmę pierwszeństwa dzierży w tej kwestii Dom Bliskowice. Niskointerwencyjna produkcja, uwzględnianie tendencji rynkowych (np. dłuższa maceracja na skórkach), obecność na kluczowych wydarzeniach winiarskich, takich jak targi win RAW w Wiedniu i w Berlinie, oraz chwytliwe pomysły na promocję – i nie chodzi wyłącznie o zapadające w pamięć etykiety – sprawiły, że dziś ten polski producent to absolutny fenomen za granicą. Jego obecność w miejscach tzw. pierwszego wyboru, jak Berlin, Londyn czy szeroko pojęta Skandynawia, jest już oczywista.
Domowi Bliskowice udało się natomiast nie tylko zaistnieć, ale i mocno zakotwiczyć poza Europą. Dziś ich wina można kupić także w Kanadzie czy Korei Południowej. Szlakiem przetartym przez tego producenta z czasem podążyły kolejne większe polskie winiarnie. W kartach europejskich restauracji przybywa butelek z winnic Turnau, Silesian czy – w ostatnim czasie – od Kamila Barczentewicza.
Akcja dyplomacja
Dla rozpoznawalności wina z danego kraju poza jego granicami nieocenioną wartość ma wsparcie instytucji państwowych i dyplomatycznych. W 2011 roku podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, w czasie oficjalnych przyjęć podawane miały być wina… węgierskie. Ostatecznie jednak zauważono i podano dyplomatom kilka krajowych win. Był wśród nich Pinot Noir 2009 z Winnic Jaworek.
W kolejnych latach publiczne wsparcie ograniczało się bądź do serwowania polskich win w czasie wizyt zagranicznych polityków w naszym kraju, bądź, sporadycznie, w polskich placówkach dyplomatycznych na świecie. W 2019 roku ciekawą inicjatywą wykazała się Marzenna Adamczyk, ówczesna ambasadorka RP w Hiszpanii. Zaprosiła do ambasady marszałkinię województwa lubuskiego, Elżbietę Annę Polak, wraz z grupą lubuskich winiarzy.
Do Madrytu polecieli wtedy: Kinga Kowalewska-Koziarska (Winnica Kinga), Barbara Buczek (Winnica pod Lipą), Krzysztof Fedorowicz (Winnica Miłosz) i Marek Krojcig (Winnica Stara Winna Góra). Polskie wina zaprezentowano na wyjątkowej kolacji w słynnym Centro Riojano. Wśród gości znaleźli się m.in. ambasadorowie innych krajów czy prezes hiszpańskiego stowarzyszenia enoturystycznego. Wina zrobiły spore wrażenie, zwłaszcza że zaprezentowano je w swoistej konfrontacji z reprezentantami regionu Rioja.
Podczas kolacji podano Grempler Sekt 2017 z Winnicy Miłosz, rieslinga od Marka Krojciga czy świetnie zrobionego Regenta 2016 z Winnicy Pod Lipą (przy okazji: to wciąż jedno z niewielu polskich win dojrzewanych w beczkach z polskiego dębu).
Pierwszy krok w kierunku promocji polskich win został wykonany. Przed marcem 2020 udało się jeszcze przeprowadzić komentowaną degustację Let’s Taste Poland w Londynie. Kolejne kroki udaremniła pandemia COVID-19. Dyplomatyczne działania na rzecz promocji polskich win zostały wznowione dopiero dwa lata temu. Z sukcesem.
Ofensywa
W czasie dorocznej Narady Ambasadorów Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie w czerwcu 2022 polskie wina serwowano w trakcie każdego ze spotkań. Uroczystą kolację dla całego korpusu dyplomatycznego połączono z prezentacją aktualnego stanu polskiego winiarstwa (miałem przyjemność ją prowadzić). W przyjęciu wzięli udział zaproszeni producenci – m.in. Winnica Smolis, Winnica Skarpa Dobrska czy Winnica Wieliczka.
W październiku 2022 roku odbyła się pierwsza edycja Polish Wine Festival w Brukseli. Jej inicjatorem był Rafał Siemianowski, ambasador RP w Belgii. Była to największa z dotychczasowych prezentacja rodzimego winiarstwa w krajach Beneluksu. Udział w niej wzięli przede wszystkim przedstawiciele branży i dyplomaci. Wina od dziewięciu producentów z pięciu polskich regionów (Barczentewicz, Kojder, Moderna, Niemczańska, Płochockich, Półtorak, Skarpa Dobrska, Turnau i Zbrodzice) wzbudziły spore zainteresowanie. Nic w tym dziwnego – doświadczeni winiarze mają już na karku kilka roczników więcej, a debiutanci są znacznie lepiej przygotowani.
Mało znane poza Polską pierwsze hybrydy zastąpiła nowa generacja krzyżówek, tzw. PIWI (m.in. solaris, johanniter, souvignier gris czy cabernet cortis), a te są już całkiem nieźle rozpoznawalne. Kluczowy jest jednak wzrost nasadzeń winorośli szlachetnej. Podczas brukselskiego spotkania ponad połowę stanowiły wina ze szczepów chardonnay, riesling, pinot noir czy zweigelt. I ten trend z pewnością utrzyma się w kolejnych latach. Samo wydarzenie zainspirowało zresztą kolejnych – w kwietniu 2024 na podobną prezentację zaprosiła ambasada RP w Londynie.
Praca u podstaw
W marcu 2022, kilka miesięcy przed brukselskim Polish Wine Festival, podobna impreza odbyła się w Dublinie. Różnica polegała na tym, że była to inicjatywa całkowicie oddolna. Narodziła się w głowie Marcina Kotwickiego. Kiedyś związany z winiarską sceną Poznania, od kilku lat pracujące w biznesie winiarskim w stolicy Irlandii. Wsparły go Maja Ignaczewska, graficzka i właścicielka Myah Design, oraz Małgorzata Domaradzka prowadząca Maggie Wine Adventure. Ta druga zajmuje się także organizacją prywatnych degustacji oraz doradztwem w zakresie enoturystyki.
Dzięki Ignaczewskiej i Domaradzkiej impreza zyskała oprawę graficzną, której nie powstydziłyby się najlepsze festiwale winiarskie. Całość wydarzenia miała charakter pro publico bono. Dzięki wsparciu Ambasady RP w Irlandii i ówczesnej ambasadorki Anny Sochańskiej cały transport wina trafił bezpiecznie na miejsce. Resztę środków wyłożyli sami organizatorzy. Winiarze nie tylko bezpłatnie przekazali swoje produkty, ale i na własny koszt dotarli do Dublina.
Tym większe wrażenie robi ich liczba – w stolicy Irlandii zaprezentowało się łącznie 16 winiarni. Były to Aris, Barczentewicz, De Sas, Jakubów, Kojder, Marcinowice, Miłosz, Moderna, Niemczańska, Płochockich, Saganum, Silesian, Turnau, Wieliczka, Wzgórz Trzebnickich i Zodiak. W festiwalu, na który złożyły się prowadzone przeze mnie seminarium oraz degustacja otwarta, wzięło w sumie udział prawie 250 gości. Wbrew pozorom nie była to wyłącznie polska społeczność, a właśnie obcokrajowcy – oprócz samych Irlandczyków m.in. Szwedzi i Włosi. Kluczem do sukcesu okazały się rozpoznawalne odmiany winorośli oraz jakość i modna stylistyka win. Chodzi np. o pét-naty, wina musujące produkowane metodą tradycyjną, białe macerowane na skórkach czy czerwone dojrzewające w beczkach.
W 2023 roku doczekaliśmy się drugiej odsłony tego wydarzenia, a kilka tygodni temu – trzeciej. Powroty do Dublina nie dziwią. Choć kolejne edycje kierowane były bardziej do miłośników wina niż do branży, miłość ta została odwzajemniona. Każdorazowo komplet biletów na samo wydarzenie, jak i towarzyszące mu degustacje komentowane wyprzedawał się jeszcze przed rozpoczęciem.
Wespół w zespół
Biorąc pod uwagę ostatnie doświadczenia, jestem pewien, że promocja polskiego wina za granicą będzie coraz skuteczniejsza. Cały czas rośnie bowiem jego popularność. Mamy już przykłady jeszcze bardziej oddalone od granic naszego kraju. Prezentację polskich win w Buenos Aires (!) zorganizował pracownik tamtejszej ambasady (i wielki fan wina) Jacek Piątkowski przy wsparciu samego ambasadora. Goście, wśród których nie zabrakło miejscowych sommelierów i enologów, mogli spróbować różnych win. Były to m.in. riesling z Winnicy Skarpa Dobrska, pomarańczowe Qvevri z Winnicy Płochockich czy wino lodowe z Winnicy Turnau.
Takie inicjatywy poszczególnych placówek dyplomatycznych będą się zapewne przeplatać z tymi organizowanymi na szerszą skalę. Już teraz zapowiadane są kontynuacje dotychczasowych wydarzeń, ale i premiery zupełnie nowych. O promocję swojego wina za granicą zabiegać będą nie tylko ci, którzy już dali się poznać, ale i nowe projekty. Wymieńmy tu np. Nizio Naturals, Dom Charbielin czy Winnicę Kosmos. Cała ta trójka pojawi się w tym roku poza granicami kraju.
Pamiętać też trzeba o udziale polskich producentów (przede wszystkim tych niskointerwencyjnych) w rozmaitych festiwalach winiarskich. Dom Bliskowice od lat uczestnicy w RAW Berlin czy wiedeńskim Karakterre, w tym pierwszym udział brała także Winnica Wieliczka. Z kolei Nizio Naturals była rok temu pierwszą polską winiarnią, która uczestniczyła w Autentikfest Moravia, jednym z najpopularniejszych festiwali win naturalnych na Morawach. Dużą rolę mają do odegrania dystrybutorzy w poszczególnych krajach. Sam szczególnie kibicuję rodzimemu przedsięwzięciu, czyli Central Wines.
Najważniejsze, by prowadząc działania promocyjne, nie zapominać o jakości wina. Na szczęście wiele wskazuje na to, że rocznik 2023 ponownie (po 2022) należeć będzie do bardzo udanych.