Skip to content Skip to footer

Pod sztandarem szczerości

fot. Kevin Kelly / Unsplash

Jakiś czas temu na łamach New York Timesa pojawił się artykuł Alice Feiring, znanej propagatorki win naturalnych. Miał prowokacyjny tytuł Is Natural Wine Dead, a otwierał go nagłówek: „Oportuniści psują ruch zbudowany na szczerości i prostocie”.
Sławomir Sochaj

Warto przyjrzeć się bliżej tekstowi Feiring. Po pokazuje on bowiem sposób myślenia i emocje ludzi, którzy współtworzyli sukces win naturalnych, ale dziś niekoniecznie są zadowoleni z jego skali.

Na początku autorka zauważa, że dostępność win naturalnych rośnie, że winnice są rewitalizowane, że uprawa ekologiczna staje się coraz bardziej popularna. Że, słowem, ona, Alice Feiring, powinna być zadowolona. Ale niestety nie jest. Bo, jak pisze, wina naturalne wprawdzie nie umarły, ale „coś” zniknęło bezpowrotnie. Rewolucja, tak jak wiele innych, osiągnąwszy swój cel, skazana została na zepsucie (corruption) przez wielki biznes i oportunistów. Na potwierdzenie swoich słów podaje trzy przykłady. Oznaczenia, które wprowadzają w błąd, sugerując ekologiczną uprawę. Wino za 8 dolarów bez dodatku siarki, ale robione na przemysłowych drożdżach. I wino za 20 dolarów, które jest co prawda ekologiczne, ale zawiera dodane enzymy, kwasy i taniny. Przykłady te stanowią skromną część artykułu, cała reszta kręci się wokół kategorii abstrakcyjnych. Szczerości, prawdziwej miłości i poezji z jednej strony oraz oportunizmu, fałszu i parcia na kasę z drugiej.

Dualizm

Jego efektem jest wrzucenie do jednego worka braku uczucia i nieuczciwych praktyk sprzedażowych. To z kolei osłabia słuszną krytykę tych ostatnich. Pomieszanie tego, co subiektywne, a nawet nieuchwytne (uczucie, postawa), z tym, co obiektywne (rynek, społeczeństwo), jest zresztą dość typowe dla rewolucyjnych weteranów. Zarzucają oni epigonom technokratyzm i brak „tego czegoś”. Zwracam uwagę na te bardzo nieprecyzyjne atrybuty, jak miłość, ideały i „to coś”. To one bowiem dźwięczą w tym tekście najgłośniej. Spójrzmy choćby na ten cytat. „Produkt skrojony na miarę konsumenta masowego i zaprojektowany tak, by był przewidywalny, nigdy nie dostarczy bogatych w znaczenie wartości niematerialnych. Nie będzie wyrazem uczciwej ludzkości, a tym właśnie powinno być wino naturalne”.

Jeśli ściągniemy te frazesy na ziemię, okażą się kompletnie nieprzydatne. Czy winiarz, który robi wino naturalne trochę dla pieniędzy, a trochę dla idei, jest skorumpowany? A syn, który odziedziczył po ojcu idealiście nieinterwencjonizm, ale gwiżdże na romantyzm? A co, jeśli winiarz jest naturalistą pełną gębą, publicznie hołubi naturalizm, ale klimat wymusza na nim kompromisy? Co wreszcie, jeśli największemu cynikowi wyjdzie przypadkiem genialne wino? Miłość rzadko występuje w stanie czystym. Czasem łączy się z przyjaźnią, czasem jest letnia, czasem gorąca, raz stroi się w piórka ezoteryczne, innym razem racjonalne. Nie jest też żadną gwarancją jakości. Historia zna wiele kiepskich dzieł spod znaku miłości, zna też arcydzieła zrodzone ze snobizmu, hipokryzji i chęci zarobku.

Po dwóch stronach muru

Dużo ważniejsze jest jednak to, że szlachetne z pozoru wyznanie wiary Feiring w rzeczywistości stawia mur między wierzącymi a niewierzącymi lub wierzącymi tylko trochę. Ten podział wygląda mniej więcej tak. Jesteśmy my, wtajemniczeni, którzy poczuli poezję, zaznali miłości i posługują się lirycznym kodem. I są oni, których z winem naturalnym łączy luźniejsza relacja. Zauważcie, że ci drudzy może nawet chętnie zakochaliby się, ale na dzień dobry dostają informację, że bilet wstępu napisano językiem dla wtajemniczonych. Czyli tych, którzy dawno są w środku.

fot. Payam Moin Afshari / Unsplash

Próba pokonania kolejnych barier nie jest witana z entuzjazmem, tylko z obawą, że impreza staje się zbyt masowa. Wielu jest zapewne takich, co odbili się od świata win naturalnych, bo ten ekskluzywizm poczuli na własnej skórze. Sam byłem świadkiem kilku degustacji, podczas których prowadzący na prośbę, by opisał wino, uśmiechał się tajemniczo i stwierdzał, że analiza sensoryczna jest zbędna, że wino się „czuje”. Zapewne połowa zgromadzonych z miejsca zaraziła się tą enigmatyczną intuicją. Ale reszta poczuła się albo jak na wieczorze ezoterycznym, albo jak na spotkaniu motywacyjnym akwizytorów.

Czy popularność szkodzi?

Wreszcie w tekście Feiring warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno zdanie. „Jeśli imitacja jest najdobitniejszym świadectwem sukcesu, jest także jego przygnębiającą konsekwencją”. Dlaczego właściwie przygnębiającą? Autorka nie rozwija tego wątku. Mamy tu do czynienia z jedną z najbardziej niedorzecznych, a jednocześnie chętnie powtarzanych tez, że oto wzrost popularności szlachetnego zjawiska przynosi mu szkodę. Znamy to z czasów szkolnych, kiedy ten i ów przestawał słuchać jakiegoś zespołu, bo jego ulubieńcy wypłynęli na szersze wody („skończyli się, teraz to komercha…”). Trudno jednak tego typu argumentację zrozumieć w New York Timesie.

Załóżmy, że liczba szczerych winiarzy naturalnych jest stała, a za wzrost popularności kategorii odpowiadają oportuniści. Czy to w jakikolwiek sposób zubaża ruch? Jeśli tak, jakby świadczyło to o ruchu i jego fundamentach? Załóżmy że Tomek jako pierwszy miał w klasie dredy, ale z czasem zapuścili je wszyscy, czy to deprecjonuje Tomka? Jeśli by chodziło o indywidualizm i niszowość za wszelką cenę, to wszystko rozumiem, ale Feiring utrzymuje, że chodzi o „ludzkość”. A może ta ostatnia jest tylko demokratyczną przykrywką dla ekskluzywizmu? Może inwazja barbarzyńców do jej królestwa sprawia, że czuje się mniej u siebie? Może chciałaby zaryglować drzwi i zatrzymać wino naturalne w czasach, kiedy wszyscy jego wyznawcy znali się przynajmniej z widzenia? Jeśli tak jest, byłby to bardzo ludzki i zrozumiały odruch. Tyle że na jego artykulację nie pozwolił sobie nigdy żaden rewolucjonista. Choćby na sztandarze miał wypisaną szczerość.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.