fot. Inka Wrońska
Pozostawiając pétrusy i sassicaie na inne okazje, w trzeci czwartek listopada cieszcie się beaujolais nouveaux – młodziutkim winem, które jest po prostu fajne.
Inka Wrońska
Opisywana historia zdarzyła się dwa lata temu. Był listopadowy wieczór, późna jesień, na dworze zimno i deszczowo, w dodatku tuż po trzeciej zaczęło się robić ciemno. Czwartek. Zadzwoniliśmy do znajomych, żeby wpadli wieczorem na wino – a potem zerknęliśmy w kalendarz i okazało się, że to nie byle jaki czwartek, tylko trzeci czwartek listopada, czyli święto beaujolais nouveau. Udało się wtedy na szybko zorganizować dwa bożolaki od Yannicka de Vermonta z energetycznymi etykietami w kolorze fuksji. Na wszelki wypadek wrzuciłam je na chwilę do zamrażarki, wychodząc z założenia, że w razie czego temperatura 8–10 stopni skutecznie zniweluje większość wad.
Znajomi – Koneser Wina i Żona Konesera Wina – dotarli na czas.
– Beaujolais nouveau? – skrzywiła się z niesmakiem Żona Konesera. – Nie wiesz, że to święto to jedna wielka wiocha? Wino kiepskie, zwykły sikacz, za to drogie, płacisz za marketingowy szajs.
Przerwała na chwilę, żeby jednak spróbować.
– No i przecież mówię, błe, ohyda, w dodatku strasznie zimne, czerwone wino serwuje się w temperaturze pokojowej – wymądrzyła się na koniec.
– Tak, moja droga, szkoda życia na kiepskie wina – dorzucił sentencjonalnie jej mąż Koneser. – Na szczęście przyniosłem coś, co da się pić, wieczór będzie więc uratowany.
Rioja Gran Reserva z dyskontu została z nabożeństwem przelana do karafki i rozpoczęło się dekantowanie, który to proces my, gospodarze, umilaliśmy sobie siorbaniem wzgardzonego przez gości bożolaka. Ten zaś był jak ideał beaujolais nouveau, jak wzorzec metra: ciemnopurpurowy, o czystym zapachu czarnych owoców leśnych i dojrzałych wiśni. Zresztą zyskiwał z każdym łykiem, zwłaszcza kiedy się trochę ocieplił.
Koneser i Żona Konesera nie pili, czekali na swoją rioję, a miny mieli poważne i uroczyste, pełne wewnętrznego napięcia; w międzyczasie nasze (gospodarzy) nastroje znacząco się poprawiły, gdyż butelka pierwszego beaujolais radośnie pokazała dno. Tymczasem rioja oddychała.
Wieczór z nowym beaujolais to nie Narodowe Święto Niepodległości ani miesięcznica smoleńska, pomyślałam, nie ma się co napinać, nie będzie przemówień, przemarszów ani uroczystej zmiany warty. L’arrivée du beaujolais nouveau to powód, żeby się spotkać – tak samo dobry, jak pokaz zdjęć z urlopu na Teneryfie czy partyjka Tajniaków.
Młodziutkiego bożolaka można wypić w domu (dresscode: dres) albo na mieście, bo na pewno jakiś nienadęty wine bar będzie go miał. To wino nie wymaga smokingu ani sukni z dekoltem, nie musisz kręcić kieliszkiem, wąchać, siorbać, opowiadać o nutach, terroir i finiszu na podniebieniu. Beaujolais dobrze się czuje w dizajnerskim kieliszku, ale spokojnie zniesie musztardówkę z grubego szkła. Co najważniejsze: jest nieopierzonym prostakiem, nie ma w nim nic z eleganta, toteż próby łączenia go z wykwintnym menu przeważnie biorą w łeb i wychodzi mezalians. Za to francuskie saucissons, polskie kabanosy czy węgierskie salami na pewno bożolaka ucieszą, podobnie jak camembert czy kawałek pasztetu z gęsi; mogą też być słone paluszki, krakersy, a nawet oliwki.
Druga butelka beaujolais nouveau także nie znalazła uznania Konesera, a tym bardziej Żony Konesera. W napięciu czekali na rioję; ta oddychała miarowo.
„Szlachetny trunek”, piszą dziennikarze, kiedy słowo „wino” wystąpiło już w tekście parę razy i nadszedł czas, żeby zajrzeć do słownika synonimów. Jednak najwyraźniej nie każde wino jest szlachetne w równym stopniu: wedle naszych gości dziesięcioletnia rioja jest, bożolak zaś nie. Szlachetność starych win jest jednym z najsilniej zakorzenionych winiarskich mitów. – Młode wina mają paradoksalnie o wiele dłuższą historię niż stare, rocznikowe, dojrzewające przez wiele lat, czyli te „szlachetne” – wyjaśniał w jednym z wywiadów Michel Rougier z Bien Boire en Beaujolais, organizacji promującej wino i region. – W starych krajach winiarskich na południu Europy, kiedy nie było pewności, czy woda nadaje się do picia, dla bezpieczeństwa zastępowano ją winem. W dodatku praktycznie do końca średniowiecza pito tylko młodziutkie wino, ledwie przefermentowany sok winogronowy; dzisiejsze beaujolais nouveau byłoby dla naszych przodków absolutnie akceptowalne. Dojrzewanie, beczki, piwniczki, wyższość starych win nad młodymi i tak dalej to kwestie, które zajęły nasze głowy znacznie później.
A wino jest po prostu fajne i na pewno nie warto pić go z kijem w tyłku. Wyobraź sobie, że idziesz do eleganckiej restauracji: wybierasz coś, na co kompletnie nie masz ochoty, ale ładnie się nazywa, powiedzmy escargots de Bourgogne, no bo wstyd zamówić schabowego z kapustą, a nikt cię nie uprzedził, że escargots to ślimaki, no fuj. Do ślimaków bierzesz oczywiście wino, bo noblesse oblige, więc piwa nie wypada. A ponieważ słyszałeś, że o „szlachetnym trunku” można godzinami rozmawiać, to i rozmawiasz. Chociaż wolałbyś, i twoi znajomi przy stole pewnie też by woleli, pogadać o 94 golach Lewandowskiego strzelonych w reprezentacji Polski albo nawet o nowej sukience Lewandowskiej.
Nadeszła ta chwila. Rioja napowietrzyła się odpowiednio. Koneser i Żona Konesera napełnili kieliszki i profesjonalnie nimi zakręcili.
Dziesięcioletnie wino, które lwią część swojego ubogiego w wydarzenia życia spędziło w beczce, roztoczyło wokół intensywne aromaty wędzonych śliwek, korzennych przypraw, kawy i tytoniu.
– Dawać mi tu pieczone jagnię – zawołało wielkim głosem.
Niestety. Na stole zostały już tylko słone paluszki, resztę zjedliśmy bowiem we dwoje przy bożolaku, gdyż młode wino strasznie pobudza apetyt. Słone paluszki i stara rioja gran reserva (z tych tańszych) to jeden z gorszych (z góry przepraszam za słowo) pairingów świata. Nie mam pewności, czy państwo Koneserostwo zaliczyli ten wieczór do szczególnie udanych.
Za to my bawiliśmy się doskonale.
Ten felieton ukazał się pierwotnie w 2022 roku, w wydaniu zimowym magazynu Ferment; lekko go zaktualizowałam. Natomiast beaujolais nouveaux na zdjęciu powyżej jest jak najbardziej tegoroczne – polecam na trzeci czwartek listopada 2024. (59 zł)
Źródło wina: zakup własny w La Petite France