Skip to content Skip to footer

Zrób sobie skandal

fot. Florian Siedl / Unsplash

Odrobina skandalu narusza status quo i podważa drobnomieszczańskie nawyki, których w świecie wina nie brakuje.
Kuba Janicki

O solidny skandal w tematyce łączenia potraw z napojami nie jest łatwo. Restauracja czy jadalnia to nie klatka MMA, galeria sztuki współczesnej czy też budynek parlamentu, które to instytucje bez skandali żyć nie mogą. Tymczasem na naszym poletku skandal taki, że idzie w pięty, rzeczywiście jest zjawiskiem rzadkim. Incydentem, który w dodatku nieczęsto ma charakter działania planowego. Najczęściej decyduje o nim czysty przypadek.

Tak było w najgłośniejszej medialnie sprawie ostatnich lat – niezwykłej historii w nowojorskiej restauracji Balthazar. Choć wydarzyła się już jakiś czas temu, Decanter opisał ją stosunkowo niedawno. Jest to właściwie gotowy scenariusz jakiejś komedii omyłek. Na scenę z powodzeniem mógłby przenieść ją Ray Cooney, autor uwielbianego w Polsce Mayday.

Oto bowiem pewnego wieczoru w Balthazarze grupka czterech biznesmenów, których z łatwością możemy wyobrazić sobie jako drapieżnych, nieco bezczelnych, zadowolonych z siebie maklerów z Wall Street, zamawia do posiłku najdroższą butelkę z karty: Château Mouton Rothschild (jakżeby inaczej) 1989 za 2000 dolarów. W tym samym czasie siedząca przy innym stoliku młoda para – pomyślmy o nich jak o młodych ludziach na jednej z pierwszych randek; on, choć tak naprawdę go na to nie stać, zabiera ją do ekskluzywnej restauracji. Komu z nas się to nie zdarzyło? – decyduje się na najtańszą czerwień z listy, pinot noir za 18 dolarów. Zamówione wina trafiają do karafek, potem ktoś odwraca uwagę sommeliera – w wersji scenicznej obstawiałbym kiepsko mówiącego po angielsku, pieklącego się o coś francuskiego szefa kuchni z przerostem ego – i ostatecznie na stoliki trafiają niewłaściwe wina…

Ale to dopiero początek zabawy. Teraz biznesmen, który zaprosił pozostałych trzech, kosztuje wino i, wedle relacji obsługi, zachwyca się jego czystością. Młodzi ludzie tymczasem, zapewne by pokryć delikatne zakłopotanie towarzyszące najtańszemu wyborowi, potwierdzając go, wygłupiają się jednocześnie. Wyrażają przesadny zachwyt, jakby degustowali jakieś wielkie i ważne wino. Zanim obsługa zorientuje się w pomyłce, mija długie pięć minut. Menedżer dzwoni do właściciela – ta rozmowa to na scenie arcydzieło komizmu – który w te pędy gna do restauracji. Mimo że oba stoły zdają się znakomicie bawić, postanawia wyjaśnić gościom sytuację. Biznesmeni przyznają, że coś podejrzewali, ale nie chcieli psuć atmosfery. Para jest zachwycona, tym bardziej że oczywiście nikt nawet nie sugeruje, że powinni w tej sytuacji zwrócić wino. (Mam na wszelki wypadek nadzieję, że czytają to polscy restauratorzy). Kurtyna!

Mamy w tej historii wszystko – qui pro quo, happy end i wielowarstwowy, naprawdę niebanalny morał. No i piękny skandal, zgodnie z najbardziej pierwotnym etymologicznie znaczeniem tego słowa. Grecki skandalon (σκανδαλον) była to pułapka, podkładana wrogowi, by ten się o nią potknął. W łacinie średniowiecznej wyraz ten, jako scandalum, oznaczał ogólnie coś, o co człowiek się potyka. W sensie przenośnym zaś to, co sprowadza ludzi na drogę grzechu lub odbiera im prawdziwą wiarę. Bez trudu możemy sobie dośpiewać, że wiara biznesmenów w wielkie wina i wspaniałe restauracje została nieco zachwiana. Młoda para zakosztowała zaś grzechu, który może sprowadzić ich na drogę winiarskiego ekscesu…

Odrobina skandalu, jak to się snadnie pokazuje na powyższym przykładzie, wszystkim robi dobrze. Narusza status quo, podważa drobnomieszczańskie nawyki i przekonania, których w świecie wina nie brakuje. Dlatego nie zawsze musimy się zdawać na łut szczęścia, wywołanie mikroskandalu jest w zasięgu każdego! Oczywiście nie sugeruję przewrotności ocierającej się o oszustwo, nawet z najlepszymi zamiarami. Podawanie wina A jako wina B tylko po to, by sprawdzić, czy ktoś z biesiadników odkryje, że król jest nagi, to jednak mocno nieetyczna zagrywka. Ale już wszelkiego rodzaju degustacje w ciemno, zwłaszcza takie zaplanowane pod konkretne osoby, ich uprzedzenia i przekonania, to bardzo ciekawy trop.

Inny sposób na mikroskandal to dezynwoltura w obchodzeniu się z winami ikonicznymi. Zamiast nabożnej czci – piknik i grill. Château Mouton Rothschild 1989 do karkówki. Sassicaia 2016 do kaszanki. Coche-Dury Corton-Charlemagne Grand Cru 2014 do grillowanych warzyw. To pewna metoda na towarzyską sensację sezonu; wymaga, niestety, sporej inwestycji początkowej. Dlatego warto rozważyć nieco tańszą opcję odwrotną. Podać do homara Thermidor piwo Raciborskie Rżnięte, a do steku z wagyū kadarkę (dobrą). I cieszyć się efektami tych jukstapozycji, tak socjologicznymi, jak i organoleptycznymi.

Wartość wyzwolicielską mają wreszcie gesty najmniejsze, dotyczące nas samych osobiście lub nas w ramach podstawowej komórki społecznej. Skandaliki na użytek własny, w czterech ścianach. Czy specjalnie zamówione na sylwestra magnum szampana Ruppert-Leroy koniecznie musi dotrwać do tej banalnej okazji? Czy nie będzie lepsze w któryś poprzedzający, dajmy na to, czwartek? A ta butelka juhfarka z Somló, którą trzymacie w piwnicy od pięciu lat, z kolejnymi dziesięcioma w perspektywie? No dalej, zamówcie tajskie jedzenie do domu – koniecznie więcej, niż zjecie! – puśćcie sobie głupi świąteczny film z Netfliksa, wejdźcie pod koc i otwórzcie ją. Zapewniam, że nawet za te dziesięć lat, pita w najbardziej dystyngowanym towarzystwie, nie będzie tak wspaniale, tak grzesznie smakować. Oto potęga skandalu.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.