„Drinkende dame met een heer”, obraz Jana Vermeera, Wikimedia Commons, domena publiczna
Wino od wieków jest splecione z erotyką i z pewnością to jeden z powodów jego zawrotnej kariery w wielu kulturach. Pytanie, czy dziś, w XXI wieku, nie nadszedł przypadkiem czas, by ten splot przeciąć.
Sławomir Sochaj
Kiedy przyjrzymy się historii relacji między winem i Erosem, zobaczymy, że praktycznie nie ma w niej pęknięć. Kolejne epoki przekazują sobie pałeczkę w bachicznym korowodzie, zmieniają się maski i przesuwają akcenty. Istota tego związku pozostaje jednak bez zmian. Czasami wino ma wywołać ekstazę dla celów religijnych, czasem dla celów prokreacyjnych, innym razem dla podniesienia słupków sprzedaży. Żadna z wielkich narracji na przestrzeni wieków nie wyprasza wina z sypialni, nawet jeśli różnie podchodzi do kwestii nagości czy przyjemności. Wiele wskazuje jednak na to, że XXI wiek będzie świadkiem rozwodu Bachusa i Wenus, a seksualizacja wina uznana zostanie za relikt przeszłości.
Czasem nago, czasem w ubraniu
Antropolodzy od dawna przyglądają się związkom sfery kulinarnej i erotycznej. Obydwie są kluczowe dla ludzkiej egzystencji i obydwie w sposób szczególny angażują zmysły. Claude Lévi-Strauss widział „bardzo głęboką analogię, którą na całym świecie ludzka myśl dostrzega między aktem kopulacji i aktem jedzenia, do tego stopnia, że w wielu językach oba oznaczane są tym samym słowem”. Do dzisiaj przeżywamy „miłosne upojenie”, „pożeramy kogoś wzrokiem”, chcemy „schrupać”, nazywamy „ciachem” albo nawet „pieprzymy”.
Alkohol, w tym przede wszystkim wino, wypracował sobie w tej erotyczno-kulinarnej relacji miejsce szczególnie. Już Egipcjanie obchodzili święto pijaństwa, w trakcie którego wino łączyło się z praktykami seksualnymi. Miało – poprzez ekstazę – przybliżyć świętujących do transcendencji.
Erotyczna funkcja wina pojawia się też w Starym Testamencie, po raz pierwszy w historii Lota i jego córek. „A gdy mieszkał z dwiema swymi córkami w pieczarze, rzekła starsza do młodszej: «Ojciec nasz wprawdzie jest już stary, ale nie ma w tej okolicy mężczyzny, który by przyszedł do nas na sposób właściwy na całej ziemi. Chodź więc, upoimy ojca naszego winem i położymy się z nim, a tak będziemy miały potomstwo z ojca naszego». Upoiły więc ojca winem tej samej nocy: wtedy starsza poszła i położyła się przy ojcu swoim, on zaś nawet nie wiedział ani kiedy się kładła, ani kiedy wstała” (Rdz, 19, 30-38). Noe, pierwszy biblijny winiarz, po wypiciu wina rozebrał się do nagości i tak legł w namiocie. Na szczęście dla jego zdrowia odnaleźli go zaniepokojeni synowie.
Splot wina i erotyki miał swoje apogeum w starożytnej Grecji i Rzymie, głównie za sprawą misteriów dionizyjskich, w tym korowodów bachantek, które inspirowały malarzy wielu epok. „Gdzie nie ma wina, tam nie ma miłości” – pisał Eurypides. Atenajos w swoim Deipnosophistae nazywa wino „mlekiem Wenus”. Rzymskim świętom wina – Vinaliom – patronował nie tylko Jowisz, ale i Wenus. Rzymianie ukuli też powiedzenie Sine Cerere et Baccho friget Venus. W wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co „Bez jedzenia i wina Wenus marznie”. „Kąpiele, wino i seks psują nasze ciała, ale kąpiele, wino i seks czynią życie wartym życia” – taki napis znalazł się na grobie rzymskiego kupca z Efezu, Tyberiusza Klaudiusza Secundusa.
Wiara w erotyczną moc wina nie zamarła w średniowieczu. Majmonides na problemy z potencją zalecał różne środki, w tym wodę z miodem. Jednak swój wywód na temat erekcji skwitował opinią, że i tak nic nie może się równać się z winem. Popularnym motywem w średniowiecznej literaturze było porównywanie miłości do picia wina. Sztuka renesansowa i późniejsza chętnie eksploatowała motyw bachiczny. Szczególny wkład do ukazywania wina w kontekście seksualnym wniosła sztuka niderlandzka. Dyskretna erotyka związana z winem pojawia się na obrazach Vermeera, w tym słynnym Kieliszku wina. Kobiety na obrazach Gerarda ter Borcha piją albo samotnie, albo w towarzystwie śpiącego żołnierza. Ale kontekst XVII-wiecznej, surowej moralności, tworzy w tych niewinnych z naszej perspektywy scenach napięcie erotyczne.
Mogłoby się wydawać, że pewne wyciszenie wątków enoerotycznych przyniosła epoka wiktoriańska. W rzeczywistości był to jednak czas, kiedy nagość na dobre zadomowiła się w reklamie wina (m.in. szampanów i porto). W domach publicznych nastąpiła wtedy niespotykana nigdy wcześniej (ani później) rytualizacja picia. Spełniała ona cele nie tylko rozrywkowe, ale też terapeutyczne.
Czerwone dla pani, czerwone dla pana
Związek sfery seksualnej z winem znalazł w ostatnich dekadach dość nieoczekiwane wsparcie ze strony nauki. Według włoskich badaczy wino stymuluje podwzgórze, czyli część mózgu znajdującą się nad pniem mózgu odpowiadającą za libido. Dowiedziono, że reakcję seksualną powoduje już sam zapach wina, a jego niewielka ilość przedłuża erekcję u mężczyzn. Jeszcze silniej wino, szczególnie czerwone, wpływa na pociąg seksualny u kobiet. Reagują one zwłaszcza na nuty ziemiste, piżmowe, drzewne i wiśniowe. Dowiedziono, że u kobiet pijących czerwone wino pożądanie seksualne jest na wyższym poziomie niż u abstynentek. Wyniki tych badań należy jednak traktować z pewną ostrożnością choćby z tego powodu, że przeprowadzono je w Chianti.
Inne badania dowiodły, że wino pozwala zachować wysokie stężenie testosteronu, hamując jego glukuronidację. Szczególną rolę odgrywają w tym przypadku polifenole obecne w czerwonym winie – kwercetyna, kwas kawowy i kwasu galusowy.
Niedawno okazało się, że zbawienny wpływ na sprawność seksualną ma także obecny w winie resweratrol. Substancja ta wpływa na poziom globuliny wiążącej hormony płciowe, czyli SHBG, która reguluje poziom hormonów płciowych i gwarantuje sprawność seksualną. Jej niewłaściwy poziom uważa się za jedną z przyczyn obniżonego libido. Zależność między poziomem wina i SHBG stwierdzono tylko w przypadku konsumpcji czerwonych win bogatych w resweratrol. Przy czym – znowu – wpływ ten był większy u kobiet niż u mężczyzn.
Jak się ubrać do wina?
Kluczową rolę w kontynuacji tradycji enoerotycznej w naszych czasach odegrała jednak nie nauka, ale popkultura. Hollywoodzkie filmy, seriale czy programy reality show jeszcze do niedawna chętnie wkładały kieliszek w ręce kochanków znajdujących się w łóżku, wannie czy jacuzzi. Na te skojarzenia nie pozostali głusi konsumenci, którzy chętnie upatrują w winie afrodyzjaku. Jak pokazują dane Google, wyszukiwanie haseł związanych z winem bije rekordy w czasie walentynek. W social mediach nietrudno znaleźć popularne konta, w których wino miesza się z cielesnością.
Pojawiają się jednocześnie głosy, że być może w XXI wieku warto przerwać ten odwieczny romans Wenus i Bachusa. Umacnia on bowiem seksistowskie stereotypy. Opinie te wychodzą najczęściej ze świata ludzi wina, a ich zasięg nie przedostaje się do szerszej świadomości. Jakiś czas temu przez media winiarskie przetoczyła się dyskusja na temat nagości na etykietach francuskich win naturalnych. Krytycy zarzucali ich twórcom, że w zdecydowanej większości przypadków swoje wdzięki prezentują na ich etykietach kobiety. A to wpisuje się w niechlubną tradycję uprzedmiotowienia kobiecego ciała.
Kilka lat temu dyskutowano w Kalifornii kwestię ubioru kobiet zajmujących się sprzedażą wina. Okazało się, że jest to temat, który budzi spore kontrowersje, a wiele kobiet pracujących z winem każdego dnia wykonuje dodatkową pracę emocjonalną. Choćby próbując znaleźć ubiór, który nie będzie ani zbyt seksowny, ani zbyt konserwatywny. Nie za bardzo kobiecy, ale też nie zanadto męski. Taki, który pozwoli im jednocześnie osiągać sukces i zapewnić sobie szacunek kolegów i klientów.
Przeciwko seksualizacji ubioru opowiedziała się m.in. Carole Meredith, była profesor enologii na Uniwersytecie Kalifornijskim. – Chodzę na imprezy winiarskie, widzę kobiety, które jawnie sprzedają seks pod pretekstem sprzedaży wina. Czasami widzę kobiety, które przychodzą nalewać wino, ubrane w bardzo obcisłe ubrania, bardzo krótkie spódniczki, z wystającymi cyckami. Zastanawiam się, czy czujesz, że musisz się tak ubierać, bo wino, które nalewasz, nie jest zbyt dobre? Czy to nie osłabia wina? A jeśli to nie umniejsza wina, czy nie umniejsza ciebie? – pytała.
Większość uczestniczek debaty była jednak zdania, że kobiety nieuznające łączenia wina z seksualnością nie powinny krytykować tych, które mają bardziej liberalne podejście. Zgodzono się też z tezą, że kobiety nie muszą eksponować swojej seksualności, chcąc sprzedawać wino. Ale nie ma żadnego problemu, jeśli chcą to robić. Najważniejsze to ubierać się w zgodzie ze sobą, a nie zewnętrznymi normami.
Na naszym podwórku dyskutowana była ostatnio analogiczna kwestia, dotycząca tym razem skąpego ubioru influencerek opowiadających o winie na Instagramie. Jedni twierdzili, że to niepotrzebna seksualizacja i utrwalanie stereotypów. Inni wręcz przeciwnie – że jest to wyraz emancypacji, nawiązanie do libertyńskiego charakteru wina albo właśnie bycie sobą. Te dyskusje będą z pewnością nasilać się w miarę jak nasilać się będzie rozdźwięk między stopniową deseksualizacją widoczną w takich obszarach jak kino, moda czy nawet reklama a silną seksualizacją obecną w kulturze masowej, mediach społecznościowych i tej części internetu, którą przegląda się w trybie prywatnym.
Na razie debata ta pozostaje bez większego wpływu na decyzje konsumentów. Przypominają sobie o winie w walentynki albo zamawiają butelkę, by zasygnalizować chęć zrobienia kolejnego kroku w relacji. Można sobie wyobrazić jednak, że odejście branży winiarskiej od erotycznych skojarzeń, które przyniosły jej tyle korzyści w przeszłości, sprawi, że nawet wysoki poziom resweratrolu i kwercetyny w winie nie wystarczy, by wydobyć z niego przyjemność wykraczającą poza zmysł smaku i zapachu.