Młode wina to nie tylko radosna celebracja, ale i pierwsza możliwość oceny nowego rocznika. A nigdzie nie przeprowadza się jej tak szeroko, jak w trzeci weekend listopada w Sandomierzu.
Tekst i zdjęcia: Maciej Nowicki
Mniej więcej od połowy listopada towarzyszą nam młode wina od rodzimych producentów, nazywane czasami świętomarcińskimi. Recenzję tych najlepszych mogliście już przeczytać na łamach Ferment Mag i to w trzech odcinkach. Od premierowego, przez sekcję główną, po wybór niskointerwencyjny. To zestawienie nie byłoby jednak pełne bez relacji z Sandomierza. W tym roku, już po raz dwunasty, odbyło się tu Święto Młodego Wina.
Samotny lider
Wydawać by się mogło, że nie ma niczego przyjemniejszego niż zaprosić fanów polskiego wina do wspólnego i nieformalnego świętowania nowego rocznika. Szczególnie, że dziś dostępność tych win jest znacznie większa niż jeszcze kilka lat temu. Tymczasem, paradoksalnie, liczba poświęconych mu wydarzeń zmalała. Od kilku lat nie odbywa się już niezwykle kiedyś popularny Krakowski Festiwal Młodego Wina. Kolejne pomysły na prezentację młodych win w Zielonej Górze wywoływały coraz większe zakłopotanie, a w tym roku sprawa została ostatecznie zawieszona. Do szerszej świadomości nie przebiły się też Wielkie Tarnowskie Dionizja, które mimo swej nazwy, nigdy wielkimi nie były. W efekcie dziś jedyną propozycją jest ta przygotowana przez sandomierskich winiarzy.
Prosta historia
Przepis na popularność, jaką cieszy się ta impreza (o czym za chwilę), jest prosty. Stały termin (od wielu edycji to zawsze trzeci weekend listopada), charakterystyczna, dobrze już rozpoznawalna kolorystyka i logo oraz ciekawa formuła. Każdy zainteresowany udziałem nabywa specjalny „Paszport Enoturysty”, który uprawnia do degustacji młodych win od biorących udział w święcie producentów.
Producentów jest dwunastu; oprócz dziewiątki z Sandomierskiego Stowarzyszenia Winiarzy, czyli winnic: Płochockich, Nad Jarem, Nobilis, Św. Jakuba, Na Rozdrożu, Kędrów, Nadwiślańska, Z Gór Pieprzowych i Modła, tradycją jest także udział winiarzy z Podkarpacia. W tym roku po raz kolejny były to: Sztukówka, Vanellus i Podkarpacka Manufaktura Win.
Każdego z nich odwiedza się w innej, gastronomicznej miejscówce – restauracji, bistro czy kawiarni, co dodatkowo czyni to wydarzenie unikalnym. Żadne inne nie stawia bowiem tak mocno na połączenia wina i jedzenia, a większość lokali przygotowuje na ten czas specjalne menu. Zarazem organizatorzy nie odcinają się całkowicie od win ze „standardowej” oferty. Można ich spróbować w czasie degustacji komentowanych (w tym roku były to archiwalne roczniki, ale też propozycje pasujące do serów z całej Europy), w czasie piątkowych kolacji otwierających całe wydarzenie, a także w ustawionym tuż przy sandomierskim ratuszu namiocie. Ten ostatni jest też ratunkiem dla wszystkich, którzy nie zdołali zakupić wspomnianego paszportu.
Frekwencja i ewolucja
Wszystkie te elementy sprawiają, że Święto Młodego Wina cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, którego zazdrościć może mu wiele innych festiwali. Mimo stale zwiększanej puli wejściówek regułą jest, że wszystkie wyprzedają się przynajmniej na tydzień przed rozpoczęciem imprezy.
Z punktu widzenia organizatorów taka sytuacja jest więcej niż komfortowa i prowadzić może do pewnego rozleniwienia i braku chęci dalszego rozwoju. Faktycznie, miałem kiedyś wrażenie, że niektóre z pomysłów można by wprowadzić wcześniej, jednak ostatnie dwie edycje skutecznie rozwiały moje wątpliwości.
Szczególnie spodobały mi się tegoroczne zmiany. Nieco przydługie oficjalne rozpoczęcie ŚMW, odbywające się każdorazowo na Zamku Królewskim w Sandomierzu, zastąpiono w tym roku krótszą i mniej formalną wersją. Po wielu latach zmiany doczekał się też dramatyczny festiwalowy kieliszek. Nowy, niezwykle zgrabny, może wręcz stanowić przykład dla organizatorów innych tego typu wydarzeń. Wreszcie do sprzedaży trafiły też T-shirty i bluzy w festiwalowych kolorach.
Rocznikowe testy
Ale dość już o rzeczach pobocznych. Najważniejsze podczas imprezy jest oczywiście młode wino. Każdy z wystawców prezentuje dwie propozycje, co oznacza łącznie możliwość spróbowania aż 24 młodych win. To niewątpliwie największy taki zestaw w jednym miejscu. Co więcej, w kilku przypadkach degustacja ma charakter unikalny. Niektórzy z winiarzy oferują bowiem do spróbowania wina, które w takiej wersji w ogóle nie trafią na rynek. To czasami rarytas w postaci odmiany winorośli, która docelowo stanie się częścią kupażu (tak od wielu lat robi Winnica Płochockich), czasami wino, które na rynek trafi w innej stylistyce (tak jest w przypadku Winnicy Świętego Jakuba: prezentowane wino w przyszłości stanie się musującym).
W każdym jednak przypadku jest to możliwość wstępnej oceny rocznika. Tym samym nasuwają się wnioski co do całego regionu, a w pewnym stopniu – także całego kraju. Kwietniowy front mrozowy także i w okolicach Sandomierza spowodował szkody (rzecz jasna, nie tak katastrofalne, jak w Lubuskiem i na Dolnym Śląsku). Tym samym wpłynął na wielkość zbiorów. Jednak późniejsze miesiące były łaskawe, wręcz gorące. W konsekwencji także i tutaj winobranie rozpoczęło się i zakończyło znacznie wcześniej niż w 2022 i 2023 roku.
Niektórzy uważają wręcz, że rocznikowi 2024 stylistycznie najbliżej jest do 2018, czyli najgorętszego rocznika dekady w polskim winiarstwie. Należy jednak zaznaczyć, że wtedy wielu winiarzy zaskoczonych było stopniem dojrzałości gron (w niektórych przypadkach solaris był gotowy do zbiorów ponad miesiąc wcześniej niż roku poprzednim). Niektórzy przebywali na urlopach, inni dopiero przygotowywali się do winobrania. A zbierać trzeba było od razu. W efekcie na rynku nie brakowało białych win o ponad 14 proc. zawartości alkoholu (rekordzista miał 16 proc.). Czerwienie były zbudowane równie mocno. Właściwie żaden pinot noir z rocznika 2018 nie miał poniżej 14 proc. alk.).
Od tego czasu winiarze, nauczeni doświadczeniem, trzymają rękę na pulsie. Tym razem takich opóźnień nie było.
Wina gotowe…
Trzeba przyznać, że w chłodnych rocznikach (jak choćby 2021) degustacja win młodych bywała wyzwaniem. Często mała dojrzałość owocu skutecznie zniechęcała do sięgnięcia po kolejny kieliszek, zaś pozostawiony dla ratowania całego przekazu cukier resztkowy bywał boleśnie niezintegrowany.
W listopadzie 2024 roku sytuacja wyglądała zgoła inaczej. W żadnym z próbowanych win nie brakowało solidnej struktury, czy naprawdę udanego owocu. Niektóre zaskakiwały wręcz swoją dojrzałością. Bez obaw mogłyby już być zabutelkowane i gotowe do sprzedaży.
W czasie Święta Młodego Wina zapamiętałem cztery takie przypadki. To solaris z Winnicy Płochockich w zaskakującym dla niektórych wytrawnym stylu, z kremowo-brzoskwiniowymi aromatami i jabłkowym finiszem. Duże brawa dla Marcina Płochockiego, ale jak już wspomniałem – wino w takiej wersji na rynek nie trafi.
Bardzo smakował mi także młody Buwjer 2024 z Winnicy Modła, czyli wino z rzadko w Polsce spotykanej odmiany bouvier. Także w tym przypadku mamy do czynienia z winem wytrawnym, z cytrusowym, może wręcz lekko aspirynowym bukietem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i świetnym, pigwowo-jabłkowym wypełnieniem. Tu dla odmiany chodzi o wersję docelową, ale Tomasz Stola nigdy nie śpieszy się z szybkim wypuszczaniem win na rynek. W tym konkretnym przypadku wina możemy się spodziewać mniej więcej za dwa lata. Nieco wcześniej do sprzedaży trafić powinien Kameleon 2024. To solaris z 32 gramami cukru resztkowego, sporą porcją kremowej słodyczy, ale i w eleganckim nieprzerysowanym stylu.
Wreszcie propozycje z Winnicy Nobilis. Roselit Diva 2024, czyli kolejny rocznik różowego wina tego producenta (przypomnę, że to najczęściej nagradzany polski róż), to połączenie cabernet cortis, zweigelta i regenta. Już teraz ma wszystkie papiery na to, by zgarnąć kolejne wyróżnienia w przyszłym roku. Zgadzają się i soczyste aromaty poziomki, maliny czy nawet gumy balonowej, które jednak utrzymane są w ryzach. Do tego dobra kwasowość i lekko pikantny finisz. Jeszcze więcej soczystości oferuje nowe wcielenie Mr Helidora 2024, czyli wysoce aromatycznego miksu muscata, muscarisa i jutrzenki. Z jednej strony sporo tu porzeczkowej galaretki i muszkatu. Z drugiej jest świetna kwasowość, która każe myśleć bardziej o winie półwytrawnym, niż półsłodkim, jakim jest w rzeczywistości. Pozostaje mi ukłonić się Magdzie i Grzegorzowi Kapłanom, za taki rezultat jeszcze przed końcem roku.
…i wina w gotowości
Inne wina – choć także strukturalnie bez zarzutu – potrzebują jeszcze trochę czasu. Oczywiście na początku grudnia nie jest to jakimkolwiek zarzutem. Z pewnością ciekaw jestem ostatecznej formy rieslinga z Winnicy Z Gór Pieprzowych, muskata z hibernalem z Winnicy Na Rozdrożu, johannitera z Winnicy Nadwiślańskiej czy różu z Winnicy Nad Jarem.
Nieustająco fascynującą historię pisze też prowadzona przez Dominikanów Winnica Św. Jakuba. Wiele wydarzyło się tu przez dekadę, od czasu win boleśnie wręcz aromatycznych. Dziś na ponad hektarze nasadzeń spotkamy nie tylko zweigelta, ale i cabernet sauvignon, a bracia odważnie mierzą się z kolejnymi stylami win – od musujących, przez macerowane, po biele dojrzewające w beczce. W roczniku 2023 smakował mi zweigelt, ale niezłe były też białe propozycje z wyższym cukrem resztkowym. W przyszłym roku będę zaś wyczekiwał… pét-nata. Prezentowany w czasie Święta Młodego Wina Marthinus 2024 (tradycyjna nazwa dla młodych win w tym przypadku), krył w sobie orzeźwiający zestaw seyval blanc i muskata, a nuty zielonego jabłka z odrobiną liścia czarnej porzeczki powinny się dobrze komponować w docelowej, czyli musującej wersji.
Kto chciałby odwiedzić Święto Młodego Wina w przyszłym roku, może już zapisać sobie jego datę: 14-16 listopada 2025.