Skip to content Skip to footer

W kuchni: wino i przyprawy

fot. Nadine Primeau / Unsplash

Szczypta pieprzu kajeńskiego, pół łyżeczki rozmarynu, mała garstka kolendry… Niby niedużo, a przecież to dzięki nim zwykła ryba czy kawał wołowiny natychmiast przenoszą się w inny wymiar. I często zaczynają wołać o inne wino.
Inka Wrońska

Anyż

fot. Hugo Aitken / Unsplash

Są dwie przyprawy, na które mówimy tak samo i które mają podobny smak i zapach, choć zewnętrznie solidnie się różnią. Pierwsza to biedrzeniec anyż bądź anyżek, Pimpinella anisum – jest lukrecjowy, słodki i leciutko pikantny zarazem, bardzo aromatyczny. Ma małe prążkowane ziarenka z cienkimi witkami i kojarzy się przede wszystkim deserowo. Moja babcia piekła z anyżem anyżki, takie okrągłe suche biszkopciki. Podobne pieką włoskie babcie na Boże Narodzenie, tylko nazywają je anisetti. Babcie niemieckie dodają zaś anyżek do adwentowych Pfeffernüsse, razem z pieprzem, gałką muszkatołową, imbirem i goździkami. Niezłe są waniliowe lody z anyżem i miodem. Ciut, ciut utłuczonych ziarenek można też wsypać do czekolady na gorąco albo do kawy.

Z anyżem gwiaździstym, Illicium verum, zwanym też badianem, pomylić anyżku się nie da. On po prostu inaczej wygląda. Faktycznie trochę przypomina drewniane ośmioramienne gwiazdko-kwiatki z brązowymi nasionkami w środku. Anyż gwiaździsty jest ciut bardziej gorzki niż anyżek i ma ciekawe nuty ziołowe. Z jednej strony będzie pasował do deserów, np. śliwek, pigw czy gruszek duszonych w winie. Z drugiej – ma szereg zastosowań w daniach wytrawnych. Zwłaszcza w kuchni Wietnamu i południowo-zachodniej części Chin (choćby dlatego, że dominuje w przyprawie pięciu smaków).

Smak i aromat badianu pasuje do kaczki, kurczaka, tłustego boczku, kotletów jagnięcych. Jeśli doprawi się nim sos sojowy, wyjdzie świetna marynata do łososia. Anyż gwiaździsty jest też jedną z kluczowych przypraw w wietnamskiej zupie pho (obok kardamonu, cynamonu, goździków i nasion kolendry). Gotując, najlepiej wrzucać go w całości. Gdybyśmy zaś zechcieli zamówić sobie pasujące do anyżowego pho wino, niech będzie to coś lekkiego i rześkiego. Sprawdzą się: sauvignon blanc, pinot grigio, soave, bardzo wytrawny riesling, a jeśli już chardonnay, to najlepiej z Chablis. Mają wystarczająco dużo charakter(k)u, aby zrównoważyć zarówno słony smak pho, jak i korzenną ziemistość wielu użytych przypraw, m.in. badianu właśnie.

Bazylia

fot. Giorgi Iremadze / Unsplash

Tzw. słodka, ta najpopularniejsza, jest świeża, pikantna, lekko pieprzna, aromatyczna; niezbędna w kuchni włoskiej. Odmiana cytrynowa ma dodatkowo wyraźny smak świeżych cytrusów. Jest też bazylia tajska, o której kilka słów poniżej, bo to osobny rozdział.

Do pesto, które pochodzi z Ligurii, najlepiej dopasować liguryjskie wino w myśl zasady: what grows together goes together. Weźmy więc pigato, które jest lekko cytrusowe, słonawe, ładnie podkreśla ziołowy smak zielonego sosu. Ale robotę zrobi też trawiasty sauvignon blanc albo grüner veltliner o ziołowych nutach.

Do bazyliowego risotto z przegrzebkami albo cytrynowego z bazylią najlepiej zamówić sauvignon blanc, choć niezłe będą też verdicchio i müller-thurgau.

Do bruschetty robionej na wiejskim chlebie obłożonym świeżymi pomidorami i bazylią dobrym wyborem będzie falanghina, świeża, elegancka, nieco ziemista. Albo vermentino o dobrej strukturze, które wytrzyma dużą ilość oliwy i kwasowość pomidorów. Może być też lekkie pinot grigio, bo jego świeżość i owocowość dobrze podkreślą bazyliowy aromat. Włoscy szefowie kuchni polecają też różową franciacortę z uwagi na pasujące do grzanki aromaty wina. Oraz, oczywiście, przyjemny balans słodyczy i kwasowości, który dobrze robi pomidorom.

Sosy do makaronu z pomidorów i bazylii. Do tych króciutko gotowanych można podać pinot grigio lub verdicchio, ale już sugo alla napoletana czy sos marinara wołają o niezbyt ciężką czerwień o średniej budowie. Sprawdzą się np. lżejsze wersje montepulciano d’abruzzo czy nero d’avola albo sangiovese (zwłaszcza ono, z uwagi na nuty ziołowe).

Uwaga: jeśli w daniu mamy nie bazylię zwykłą, a tajską – robi się kompletnie inna historia. To dodatek niepodrabialny, często występujący w daniach kuchni tajskiej, tajwańskiej czy wietnamskiej. Ma anyżowy zapach podbity aromatem mięty i lukrecji. Dobrze łączy się ze słodkim sosem sojowym, sosami rybnym czy ostrygowym, brązowym cukrem, octem ryżowym, mlekiem kokosowymi, chili i czosnkiem. Do dań z tajską bazylią wybieramy więc raczej rieslinga w wersji off-dry, z delikatnie wyczuwalną słodyczą. Niezłe będzie też moscato d’asti.

Cynamon

fot. Rens D / Unsplash

Ciepły, korzenny, delikatnie pikantny, jest nie tylko przyprawą do ciast i deserów. Warto dodać odrobinę do sosu pomidorowego do makaronu, szczyptę do ragù bolognese, czy ratatouille, no i oczywiście – do duszonej jagnięciny.

Dla przykładu: tadżin jagnięcy chętnie połączy się z zinfandelem, a to z uwagi na korzenne, lekko dymne nuty i ciepłą owocowość tego wina. Dobrym wyborem są też trzy inne odmiany: dymne, pieprzne nero d’avola, dolcetto, które dodatkowo podkreśli smak suszonych owoców, z którymi dusi się mięso, oraz carménère, przez swoje delikatne nuty ziemiste, pieprzne, czasami wręcz krwiste.

Jeśli szukamy po prostu towarzystwa do szarlotki – wybieramy, jeśli to możliwe, 5-puttonowy tokaj aszú. Jego subtelna słodycz i wyraźne nuty migdałów, orzechów, pigwy, moreli i mandarynek wyniosą ten prosty deser na zupełnie nowy poziom smaku.

Estragon

Mocny, ostry, słodko-gorzki, lekko kwiatowy aromat z wyczuwalną nutką anyżu, dobrze komponuje się z daniami z drobiu, ryb i jajek, karczochów, szparagów, cukinii czy porów. Estragon, kochany przez kuchnię francuską, nie lubi innych ziół (wręcz nienawidzi bazylii, oregano i rozmarynu), za to kocha cytrusy, co dobitnie udowadnia jedno z najlepszych dań świata – pieczony kurczak z cytryną i estragonem. Szukając doń towarzystwa, warto pamiętać, aby nie wzmacniać cytrynowego smaku potrawy winem o wysokiej kwasowości, takim jak sauvignon blanc czy wytrawny riesling. Znacznie lepiej sprawdzą się pinot grigio, albariño, czy też chardonnay – a zaskakująco dobry efekt dadzą też lekkie czerwone: valpolicella, pinot noir bądź beaujolais.

Gałka muszkatołowa

fot. Hardingferrent / Unsplash

Delikatnie orzechowy, słodki, „ciepły” smak, z nutką goździków i tytoniu, fantastycznie pasuje do ciast z jabłkami, gruszkami i dynią, z solonym karmelem, z bananami. Ale gałka sprawdza się też w kremowych zupach wzbogaconych śmietanką (kartoflanka! dyniowa! porowa!) i zapiekankach ziemniaczanych, jest też dobrym dodatkiem do szpinaku i sufletów serowych; warto też zawsze dorzucić szczyptę do glazurowanych marchewek w miodzie. Szukając zatem pary do sufletu serowego przyprawionego gałką, zauważamy, że wprost woła on o wytrawnego szampana, najlepiej blanc de blancs – bo z jednej strony nuty świeżej brioszki dobrze komponują się z kremowym, łagodnym charakterem dania, z drugiej zaś – delikatne bąbelki i przyjemna orzeźwiająca owocowość stanowią dlań miły kontrapunkt. To idealne połączenie – w razie braku szampana można zdecydować się na crémant de loire. Co nie znaczy, że popełnicie błąd, wybierając chablis, czy też, jak sugeruje portal Food and Wine, „świeże pinot grigio o nutach białej brzoskwini”.

Harissa

To nie oddzielna przyprawa, tylko znana – choćby z wakacji w Tunezji – mieszanka w formie pasty. W najprostszej wersji składa się z chili, soli i oliwy; w rozbudowanej są jeszcze m.in. czosnek, kumin, kolendra, cytrusy – taka harissa jest nie tylko ostra, ma też wyraźny dymny i „ciepły” aromat, przełamany delikatną kwasowością. Dobrze komponuje się z drobiem, jagnięciną, krewetkami, warto też wymieszać ją z dodatkową porcją oliwy i posmarować warzywa przed pieczeniem; zwłaszcza kalafior smakuje znakomicie. Dania przyprawione harissą lubią towarzystwo win lekkich, świeżych, owocowych – nie popełnimy więc błędu, wybierając np. do pieczonego kurczaka z harissą sauvignon blanc, wytrawnego rieslinga lub któreś z prowansalskich rosé. Z kolei doprawiona tą pastą jagnięcina zachwyci się towarzystwem z drugiej strony świata – argentyńskiego malbeka; w razie jego braku może być kalifornijski pinot noir.

Imbir

fot. Jocelyn Morales / Unsplash

Słodki i pikantny zarazem, delikatnie cytrusowy, ma orzeźwiający aromat i piekący smak (z uwagi na zawartość gingeroli wywołuje w ustach uczucie gorąca, stąd często dodaje się go do rozgrzewających napojów). Uwaga – mowa o imbirze świeżym, suszenie niestety imbirowi nie służy, kompletnie go spłaszcza; za to spokojnie można mrozić zarówno całe kłącza, jak i imbir starty. Pasuje do dań z wołowiny, kurczaka, krewetek i ryb, zwłaszcza do grillowanego łososia (w marynacie do tej ryby lubi towarzystwo sosu sojowego i miodu), można, a wręcz trzeba, przyprawiać nim zupę marchewkową na mleku kokosowym. I choć rzadko polecamy wino do zupy, to jednak w tym przypadku warto, bo połączenia z białym winem o aromatycznym charakterze – kłaniają się gewürztraminery – naprawdę są niezapomniane.

Uwaga: warto pamiętać, że imbir, który możemy dostać w naszych sklepach, smakuje nieco inaczej niż popularny w kuchniach azjatyckich galangal. Ten drugi, będący m.in. składnikiem tajskich past curry, ma gładszą skórkę i twardszy miąższ, jest bardziej cytrusowy, ostrzejszy. Ma też wyraźne żywiczne i ziemiste nuty.

Jałowiec

fot. Taylor Finklea / Unsplash

Pieprzny i owocowy zarazem, z wyraźnymi nutami cytrusów, ma żywiczny, sosnowy posmak, a jednocześnie jest bardzo świeży, „zielony”. Kto lubi gin, wie, o co chodzi. To idealna przyprawa do dziczyzny, choć nie tylko – także do pasztetów, bigosu, żeberek w porto. Moim ulubionym przepisem jest podpatrzony u Marthy Stewart juniper-and-gin gravlax. To lekka modyfikacja tradycyjnego skandynawskiego przepisu; dodatek ginu i tłuczonego jałowca do marynaty robi tu świetną robotę. Jałowiec stanowi też ciekawy kontrapunkt, jeśli wykorzystamy go w słodkich przetworach. Pyszny jest np. rabarbarowy dżem z jego dodatkiem. Szefowie kuchni w gwiazdkowych restauracjach często dodają go do sorbetów serwowanych pomiędzy poszczególnymi daniami menu degustacyjnego dla oczyszczenia podniebienia.

Jeśli jednak potraktujemy jałowiec tradycyjnie i przyprawimy nim np. gulasz z jelenia, dobór wina wcale nie będzie zbyt prosty. Zarówno dziczyzna, jak i jałowiec są niesamowicie charakterne, trzeba mocarza o podobnych możliwościach, aby im sprostał. Najprostszym wyborem i raczej pewniakiem wydaje się cabernet sauvignon. Jednak jeśli jecie taki gulasz w Alto Adige we Włoszech (gdzie podawany jest z makaronem w formie wstążek i nazywa się pappardelle al ragù di cervo), dobrym wyborem będzie lokalny lagrein albo barbera czy nebbiolo. Oba z nieodległego Piemontu.

Kolendra

fot. Lindsay Moe / Unsplash

Kochasz albo nienawidzisz, pośrednich stanów brak. Odkładając na bok nasiona kolendry, bo to inny temat, zajmijmy się listkami, czyli tzw. chińską pietruszką. Miłośnicy mówią o nich: świeże, cytrusowe, orzeźwiające, przeciwnicy: mydlane. To podobno kwestia genetyczna. Nie da się nikogo zmusić, by kolendrę polubił, więc wrogowie upraszani są o przejście do kolejnego akapitu.

Kolendra lubi się z limonką. Jej przyjaciele docenią na pewno kolendrowo-limonkową marynatę do kurczaka, kolendrowe pesto z migdałami zamiast pinioli, odrobiną limonki i czosnkiem, ryż wymieszany z posiekanymi listkami i skropiony limonką, czy świeżą ogórkową sałatkę z tymi dodatkami. I oczywiście ceviche – surowe ryby lub owoce morza „ugotowane” w marynacie z limonki i kolendry, czerwonej cebuli i chili. Według Fiony Beckett – dla mnie niekwestionowanego autorytetu w kwestii kulinariów i wina – idealnym połączeniem jest sauvignon blanc, przy czym, jak mówi dziennikarka, zdecydowanie lepiej kupić świeże, słonawe sauvignon z wybrzeża Chile, niż agrestowo-trawiaste z Nowej Zelandii.

Mięta

fot. Marko Blažević / Unsplash

Słodkawa i orzeźwiająca ze względu na zawartość mentolu, daje utrzymujące się uczucie chłodu na języku. Mięta to doskonały dodatek do herbaty, deserów z czekoladą i drinków, a jej chłodzące właściwości doceniamy zwłaszcza podczas upałów. Z tego samego powodu jest tak popularna w krajach o gorącym klimacie.

Jednak zioło to równie dobrze sprawdza się w daniach wytrawnych. Lubi je bardzo kuchnia arabska (choć Brytyjczycy też wiedzą co dobre: baranie kotlety z miętowym sosem lub takąż galaretką to klasyka ich gastronomii). Zainspirowani nią amerykańscy i europejscy szefowie kuchni doprawiają miętą jagnięce burgery. „Świetnym towarzystwem do nich”, czytamy na stronie drinkandpair.com, „będzie châteauneuf-du-pape: pełne, owocowe, ale przy tym lekko ziemiste, pieprzne i ziołowe, co podkreśla zarówno smak mięsa, jak i dobrze komponuje się z miętą; korzystniej cenowo wypadną wina z regionów Gigondas lub Côtes du Rhône. Nie od rzeczy będzie sięgnąć po dojrzałe cabernet sauvignon, najlepiej z Australii lub Kalifornii; chodzi o to, że tamtejsze caby, oprócz nut czarnej porzeczki, śliwek i malin, mają w sobie delikatne, acz zauważalne nuty miętowe”.

Oregano

fot. Tina Xinia / Unsplash

Bardzo aromatyczne, ostro-gorzkie, cierpkawe – ma w sobie zapach siana i mięty, nieco kamfory, trochę nut ziemistych (przez co zawistnicy uważają, że pachnie stęchlizną). Bez oregano nie ma kuchni włoskiej – wyczuwamy je w sosach do makaronu i do pizzy, w niemal każdej potrawie z dodatkiem pomidorów. Kucharze mawiają, że tworzy pomost do win cięższych i „pikantnych” – dania z oregano lubią cabernet franc, w którym można wyczuć niuanse chili, albo paprykowe carménère. Pierwszym wyborem zdecydowanie powinno być jednak ziołowe i lekko ziemiste sangiovese, a to z uwagi na powinowactwo smaków i aromatów – kto uważnie wwącha się w sangiovese, powinien bez problemu wyczuć oregano.

Pieprz cayenne

fot. Krista Bennett / Unsplash

Pochodzi prawdopodobnie z terenów dzisiejszej Gujany Francuskiej (stąd nazwa, od stolicy i głównego portu tego kraju). Ale teraz rośnie także w Afryce Wschodniej, Indiach i Stanach Zjednoczonych, w Meksyku i wielu krajach strefy tropikalnej i subtropikalnej. To średnio ostra odmiana chili (30 000–50 000 jednostek Scovilleʼa; dla porównania: jalapeño może osiągać do 8000 SHU, a habanero mieści się w przedziale 100 000–350 000 SHU), choć nie ma typowego dla większości tych papryczek dymnego smaku ani ich delikatnej słodyczy. Jest raczej owocowa (oczywiście, o ile jesteśmy w stanie to ocenić przy tym poziomie ostrości).

Pieprz cayenne jest popularny w kuchniach meksykańskiej, indyjskiej i azjatyckiej, ale chyba najbardziej w tzw. southern cuisine, kuchni południowych stanów USA. Jest bowiem ważnym składnikiem cajun seasoning, podstawowej przyprawy kreolskiej, bez której nie będzie ani porządnej jambalayi, ani gumbo. Ostrość pieprzu cayenne sprawia, że szukając towarzystwa np. do gumbo (gęsta zupa z mięsem lub skorupiakami, czasami jeszcze z kiełbasą; do tego seler, papryka i cebula, zwane kajuńską świętą trójcą, oraz zasmażka lub okra w proszku; podaje się to z ryżem), lepiej unikać win z mocnym garbnikiem, takich jak cabernety. To gwarancja metalicznego posmaku podczas jedzenia. Odpowiedniejsze będą dobrze schłodzone lekkie wina białe; kłania się sauvignon blanc. Jeśli jednak upieramy się przy czerwonych, należy szukać takich z niskimi garbnikami. Nadadzą się i pinot noir, i syrah.

Rozmaryn

fot. Manuela Böhm / Unsplash

Sosnowy, lekko żywiczny, cierpkawy, ma w sobie smak cytrusów i pieprzu, szałwii i mięty, a niektórzy wyczuwają nawet lawendę. Dzięki tej rozpiętości pasuje do wielu różnych potraw, od drobiu, przez jagnięcinę i wieprzowinę, klasyczne steki, aż po tłuste ryby. Można i warto przyprawiać nim leśne grzyby oraz ziemniaki, a także aromatyzować oliwę. Smak rozmarynu znajdziemy w wielu włoskich wytrawnych wypiekach, od grissini po focaccię. I tu się zatrzymajmy. Dobra, świeżo wyjęta z pieca focaccia z rozmarynem i grubą solą aż się prosi o kieliszek wina, przy czym najrozsądniej będzie zdecydować się na lekkie białe. Propozycja? Niebeczkowe chardonnay, sauvignon blanc, soave lub pinot blanc. Z czerwonych można spróbować barbery, pinot noir czy nawet (jeśli za nic mamy granice państwowe) beaujolais. Tytułem eksperymentu: lambrusco w wersji wytrawnej.

Szałwia

fot. Jana Ohajdova / Unsplash

Wyraźnie ziołowa, lekko ziemista i pieprzna, ma w sobie nuty cytryny, mięty i eukaliptusa. Jest dobrym dodatkiem do cięższych, bardziej tłustych potraw, duszonych w maśle albo w śmietankowych sosach. Uwaga – aromat szałwii jest trwały, dlatego dodaje się ją do gotowania na początku, nie zaś pod koniec, jak większość ziół. Z tego samego powodu często przesmaża się króciutko listki na maśle lub w oliwie, dzięki czemu szałwia nieco łagodnieje.

Do najwspanialszych włoskich dań, w których jest kluczowym elementem, należą gnocchi z masłem i szałwią, risotto z dynią i szałwią oraz klasyka klasyki – saltimbocca alla romana, czyli eskalopki cielęce po rzymsku z prosciutto i szałwią podduszone w maśle i białym winie (lub w marsali). Do tego ostatniego dania warto podać wcale nie wino białe, mimo że zostało użyte do gotowania, a czerwone z niskim cukrem resztkowym (nawet delikatna słodycz nadmiernie wydobywa słoność prosciutto). Klasyka to lokalne cesanese, może być sangiovese z sąsiadującej z Lacjum Toskanii, poleca się także rosso di montalcino. Jeśli wolicie białe – można spróbować vernaccii.

Tymianek

fot. Mitosh / Unsplash

Jest wyraźnie ziołowy, trawiasty, gałązkowy, lekko kwiatowy. Ma w tle nutki rozmarynu i lawendy, a w zależności od odmiany (tymianek cytrynowy) także cytrusów. Idealny do mięs duszonych i pieczonych, do warzyw z pieca, zwłaszcza ziemniaków i marchewki, do duszonych grzybów leśnych i grillowanych ryb. Często dodawany także do kiszów i wytrawnych tart. Nadaje się do marynat (tych do drobiu) i zup, zwłaszcza grzybowej i cebulowej; do tej drugiej postaramy się dobrać wino. Zapiekana soupe à lʼoignon, słynny klasyk z paryskich Les Halles, pochodzi ponoć z departamentu Rodanu. Francuski portal Vin Vigne sugeruje więc, aby i wino było z tej samej okolicy i poleca białe z Côtes du Rhône AOC. Ale można też spróbować win czerwonych o wysokiej kwasowości, i to niekoniecznie francuskich. Sprawdźcie np. dobrego pinot noir bądź zweigelta. Ich ostre, lekko ziemiste nuty będą dobrze pasowały do tymianku.

Wanilia

fot. Jocelyn Morales / Unsplash

Prawdziwa, dobrej jakości wanilia (nie żadna wanilina) ma wyraźnie słodki, a przy tym kremowy, „ciepły” smak. Pachnie kwiatami i karmelem, są w niej też delikatne nuty dymne. Pozyskuje się ją ze storczyków rodzaju Vanilla. Profile smakowe wanilii różnią się nieco w zależności od miejsca pochodzenia. Za najlepszą uważa się tę z Madagaskaru, ale ceniona jest też meksykańska (stąd przecież waniliowe storczyki pochodzą), z Ugandy i Tahiti. To przyprawa wybitnie deserowa – dodaje się ją do ciast, kremów, lodów i tak dalej, trudno wymienić wszystko. Warto jednak wiedzieć, że i w daniach wytrawnych radzi sobie nieźle. Wzbogaca smak ryb i owoców morza (godnymi przykładami niech będą ravioli z mięsem homara w sosie z białego wina i wanilii, czy biała ryba w śmietanie lub mleku kokosowym), duszonego kurczaka lub kaczki, a nawet wieprzowiny – na przykład wolno pieczony pulled pork zyskuje przez uprzednie natarcie mięsa kilkoma ziarenkami wanilii ciekawą głębię.

Jeśli spróbujemy podjąć się trudnego zadania i dopasować wino do lodów waniliowych, nie popełnimy błędu, wskazując na porto tawny. Doda ono pasujących do wanilii akcentów karmelu, rodzynek, orzechów i czekolady. Ożywi je też nieco owocami: kandyzowaną pomarańczą i wiśniami w syropie. Dobrym wyborem będzie też riesling spätlese, który przełamie gładką kremową słodycz nutami cytrusów, moreli i ananasa. Wreszcie bąbelki. Tu poradzą sobie szampan demi-sec. Wytrawny będzie zbyt brutalny dla „ciepłej” waniliowej słodyczy. Z kolei doux sprawi, że będzie po prostu nadmiernie słodko – albo moscato d’asti.

Ziele angielskie

fot. Vojtech Havlis / Unsplash

Jest rozgrzewające, pikantne, „ciepłe”. Mówimy, że ma „ziarenka”, choć botanicznie to jagody drzewa Pimenta dioica, zbierane niedojrzałe, a potem fermentowane i suszone. Już sama angielska nazwa wiele o tej przyprawie mówi, allspice znaczy bowiem: wszystkie przyprawy w jednej. Faktycznie, w smaku i aromacie ziela angielskiego można wyczuć i cynamon, i gałkę muszkatołową, i goździki, i pieprz, i anyż gwiaździsty, i koper włoski. Dzięki temu jest gastronomicznie dość wszechstronne. Pasuje do słodkich (cytrusowe dżemy, szarlotka, pierniki i pierniczki, owoce w syropie; można wsypać szczyptę do kawy) i do słonych dań. Jeśli tylko to możliwe (bo np. w ciastach czy farszach się nie da), używajmy podczas gotowania całych jagód. Wrzucajmy je na początku, tak aby stopniowo uwalniały swój smak i aromat.

Jedną z najbardziej znanych potraw ze słusznym dodatkiem ziela angielskiego są szwedzkie klopsiki, czyli ­köttbullary. Jeśli po wizycie w IKEI zabraliście paczkę na wynos i zamierzacie popić je winem, wybór będzie zależał od dodatków. Klopsiki podane z borówkami polubią się z wytrawnym winem czerwonym o delikatnej kwasowości i lekkich taninach. Beaujolais, pinot noir, barbera, dolcetto powinny sobie poradzić. Natomiast ­w przypadku köttbullarów zalanych śmietankowym sosem bezpieczniej będzie postawić na beczkowe chardonnay.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.