Festiwali i wydarzeń związanych z polskim winem jest obecnie tak dużo, że w sezonie zaczyna brakować terminów na kolejne.
Tekst i zdjęcia: Maciej Nowicki
Dekadę temu życie fanów polskiego wina i związanych z nim wydarzeń było proste i łatwe do zaplanowania. Sezon rozpoczynał się w ostatni weekend maja Świętem Wina w Janowcu. Pod koniec wakacji warto było odwiedzić Jasło i odbywające się tam Dni Wina (z raczej żartobliwym dodatkiem – „Międzynarodowe”). Później zajrzeć można było do Zielonej Góry, by przekonać się, że winiarska część słynnego Winobrania ogranicza się głównie do jego nazwy. Cały zaś rok podsumować w Sandomierzu, podczas tamtejszego Święta Młodego Wina.
Od 2016 roku zaczęło jednak przybywać w Polsce nowych winiarni, i to w zawrotnym tempie kilkudziesięciu rocznie. Co za tym idzie – liczba możliwych do spróbowania win stała się wielokrotnością tego wyniku. Oczywista stała się potrzeba stworzenia nowych punktów na festiwalowej mapie Polski. Myśleli o niej winiarze i reprezentujące ich stowarzyszenia, właściciele sklepów i restauracji już posiadających polskie wina na półkach. Nie umknęła włodarzom miast, władz samorządowych czy wojewódzkich. Właśnie oni wkrótce – pośrednio lub bezpośrednio – stali się głównymi rozgrywającymi na tej scenie.
Rozwojowi nie przeszkodziła ani pandemia, ani szalejąca po niej inflacja. W efekcie rok 2023 okazał się absolutnie rekordowy zarówno pod względem liczby wydarzeń winiarskich, jak i odwiedzającej je publiczności. Warto więc przyjrzeć się, jak wygląda obecnie festiwalowy kalendarz. I kto za nim stoi.
Mikro i makro
Najliczniejszą dziś grupę festiwali stanowią te, które moglibyśmy nazwać „regionalnymi”. Nie chodzi o mniejsze znaczenie, a o to, że prezentuje się tam wina pochodzące z danego regionu czy nawet jego części. Spektrum jest tu bardzo szerokie – od wydarzeń odbywających się w stolicach województw po mniejsze, czasami wręcz kameralne miejscowości. Wcale nie oznacza to jednak, że znaczenie tych drugich jest słabsze – kluczowy jest bowiem pomysł i wykreowana atmosfera. Świetnym przykładem są dwa festiwale w Jurze Krakowskiej – Jurajski Piknik Winny w Ojcowie oraz Jurajskie Winnice na Zamku w Korzkwi. W obu przypadkach reprezentację stanowią producenci z jednej z najmniejszych tego typu organizacji w Polsce – Stowarzyszenia Winiarzy Jury Krakowskiej. I choć całość przeprowadzana jest przede wszystkim oddolnymi siłami (np. pierwsza impreza przy współpracy z gospodarstwem rybackim Pstrąg Ojcowski), to frekwencja robi zawsze duże wrażenie. Oczywiście sprzyja jej także bliskość Krakowa.
Na większą skalę
Z drugiej strony mamy też przykłady niezwykle udanych imprez o znacznie większej skali. Także i tu w sukcesie z pewnością mają udział wybrane lokalizacje. Festiwal Winiarze i Przyjaciele, odbywający się na Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych Partynice i organizowany przez Stowarzyszenie Winnice Dolnośląskie, już w swojej debiutanckiej edycji w 2019 roku przyciągnął kilkunastotysięczną (!) publiczność. W czasie ostatniej odsłony po raz kolejny umiejętnie połączył też reprezentację 26 dolnośląskich winnic z nie mniej liczną strefą food trucków. Tym samym pokazał w praktyce, że wino w naturalny sposób łączy się z jedzeniem. A warto dodać, że nie wszyscy organizatorzy tego typu imprez biorą ten fakt pod uwagę.
Spore wrażenie robi też Festiwal Wina Pomorza Zachodniego. Odbywa się w wyjątkowym anturażu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, a stowarzyszenie Winnice Pomorza Zachodniego sprawnie nim zarządza. Zarówno dolnośląskie, jak i zachodniopomorskie przedsięwzięcie realizowane jest przy wsparciu tamtejszych urzędów marszałkowskich. Współpracują one z winiarzami także przy okazji innych promocyjnych wydarzeń w ciągu roku.
Teraz Polska
Niektórzy zwracają jednak uwagę, że ta dominacja kierunku „regionalnego” sprawiła, iż brakuje większej liczby wydarzeń o charakterze ogólnopolskim. Czyli takich, podczas których można przekrojowo spróbować win powstających na terenie całego kraju. Aktualna reprezentacja tej kategorii festiwali jest bowiem dość skromna. Nie ulega jednak wątpliwości, że pierwsze skrzypce gra w niej festiwal Polskie Wina, inicjatywa Lechosława Olszewskiego, współtwórcy poznańskiego SPOT. Biorą w nim udział najlepsze polskie winiarnie i najważniejsi debiutanci (np. w 2023 roku premierę miał tam Dom Charbielin). Także producenci, którzy zdobyli wyróżnienia w organizowanym w tym samym miejscu konkursie Polskie Korki. Festiwal ten jest zarazem wydarzeniem nietypowym. Stanowiące zwykle clou wszystkich festiwali stanowisko winiarni (często przybierające formę domku), gdzie możliwa jest degustacja i zakup win, tu jest jedynie uzupełnieniem całodniowego programu edukacyjnego. Program ten obejmuje główną degustację komentowaną, seminaria czy premiery nowych win. Poszczególni winiarze biorą zaś udział w festiwalu na zaproszenie organizatora.
Białe Czerwone – powrót po pandemii
Nadzieję na dużą ogólnopolską imprezę odbywającą się w dodatku w Warszawie przyniosły dwie zorganizowane z dużym rozmachem (ponad 40 wystawców!) edycje festiwalu Białe Czerwone (w 2018 i w 2019 roku; wśród twórców był m.in. Lech Mill z Domu Bliskowice). Plany zorganizowania kolejnych pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Przerwa trwała długo, na szczęście wiadomo już, że w tym roku festiwal się odrodzi. Sytuację braku imprezy w stolicy umiejętnie wykorzystano w Łodzi. Tamtejszy sklep winiarski Mucha w Kieliszku własnymi siłami zorganizował w tym roku pierwszą edycję festiwalu Polisz Wino, w której wzięło udział 15 producentów z całego kraju. Znakomita organizacja i frekwencyjny sukces z miejsca skłoniły organizatora do zaklepania terminu kolejnej edycji.
Dziś największym ogólnopolskim festiwalem polskiego wina pozostają wspomniane już Dni Wina w Jaśle. Jeden z najstarszych polskich festiwali przeszedł chyba przez wszelkie możliwe transformacje. Od pierwszych edycji z formalizowaniem sposobu degustacji win (co wywoływało popłoch rozmaitych organów kontrolnych, jak choćby urzędu celnego), poprzez próby „umiędzynarodawiania” (głównie dzięki sąsiadom – winiarzom z Czech, Słowacji czy Węgier) i mocną pozycję regionalną (najliczniejsza reprezentacja winiarzy z Podkarpacia), po aktualny, choć jeszcze nie do końca dobrze komunikowany kształt ogólnopolski. W tegorocznej edycji wzięło bowiem udział aż 45 winiarni z całego kraju, a plany na przyszły rok są jeszcze bogatsze. Może się więc okazać, że to niewielkie Jasło, a nie Warszawa, dzierżyć będzie palmę pierwszeństwa. Warto także nadmienić, że na wydarzenie dotrzeć można specjalnym pociągiem.
Misja zakończona powodzeniem
Zielonogórskie Winobranie to wydarzenie wymykające się każdej z wcześniej wzmiankowanych kategorii. Organizowane przez miasto od 1842 roku, oczywiście z krótkimi przerwami, przechodziło w tym czasie przez kilka burzliwych historycznych zakrętów. Nie ma wątpliwości, że należy do najbardziej rozpoznawalnych imprez w Polsce. Winobranie ma w swojej nazwie także drugi człon: „Dni Zielonej Góry”. To właśnie z tym radosnym dziewięciodniowym świętowaniem kolejnych urodzin miasta kojarzono imprezę przede wszystkim.
Przez pewien czas było to uzasadnione – w końcu lubuskie wino zaczęło się ponownie pojawiać w krajobrazie wydarzenia dopiero od 2010 roku. Jak opowiadał mi niedawno Jacek Kapała, właściciel Winnicy Ingrid: „Wtedy to winiarze zabiegali o jakiekolwiek zainteresowanie ze strony odwiedzających miasto”. Niestety, nawet rozwijająca się produkcja wina w Lubuskiem i coraz większa liczba winiarzy biorąca udział w Dniach Zielonej Góry długo nie były w stanie przekonać władz miasta do lepszego zaakcentowania ich obecności. Charakterystyczne domki producentów wina rozstawiano pomiędzy stoiskami z odzieżą czy grillowanymi oscypkami.
Przełomem okazała się pandemia. Przepisy sanitarne związane ze zgromadzeniami wymusiły przeniesienie głównej sceny koncertowej spod zielonogórskiego ratusza w inne miejsce. Całą płytę Starego Rynku oddano miejscowym winiarzom. Działania te zdecydowały o sukcesie święta. Począwszy od 2020 roku każda kolejna edycja ma coraz mocniejszy program stricte winiarski (Gala Lubuskiego Wina, degustacje komentowane, winobusy do lubuskich winnic), a zgodna współpraca odpowiadającej za tę część wydarzeń Fundacji Tłocznia i Zielonogórskiego Ośrodka Kultury przynosi wymierne korzyści. Wśród odwiedzających pojawiają się już nie tylko goście krajowi, ale i zagraniczni. Winobraniowy poniedziałek stał się zaś swoistym „dniem branżowym” dla restauratorów, sommelierów i dystrybutorów. Owszem, kilka rzeczy wciąż wymaga poprawy. Nie zmienia to jednak faktu, że tegoroczna obecność 42 lubuskich producentów na każdym z odwiedzających Zieloną Górę robiła duże wrażenie.
Cienka czerwona linia
Gdyby pokusić się o przewidywanie przyszłości festiwali polskiego wina, jeden trend wydaje się wysoce prawdopodobny – chodzi o festiwale tematyczne. Jaskółką są tu Muśnięci. Odbywająca się w Krośnie Odrzańskim impreza poświęcona jest wyłącznie polskim winom musującym produkowanym metodą tradycyjną. Po raz pierwszy w historii zgromadziła w jednym miejscu nie tylko kilkunastu winiarzy z całego kraju, ale i rzeszę spragnionych bąbelków gości. Przeszkodą nie było nawet dość trudne skomunikowanie miasta z resztą kraju. Powoli pojawiają się głosy o planowanych wydarzeniach, których bohaterem byłaby jedna tylko, określona odmiana winorośli. Szanse na taką imprezę są już w najbliższych latach.
Organizacją ogólnopolskich wydarzeń winiarskich w większym stopniu zajmują się podmioty całkowicie prywatne. Z kolei regionalne są z reguły efektem współpracy z rozmaitymi instytucjami państwowymi. I jak to często w takich przypadkach bywa, wymagają określonych kompromisów. O ile udaje się zachować równowagę, problemu nie ma. Gorzej, kiedy szala zaczyna się przechylać ku jednej ze stron, niejako spychając winiarzy w stronę „ozdobników” wydarzenia. Najpierw ubawiły, później jednak zaniepokoiły mnie plakaty reklamujące tegoroczne edycje festiwalu Tuchovinifest (w małopolskim Tuchowie) czy Jurajskiego Festiwalu Sztuki i Wina (Olsztyn k. Częstochowy), przedstawiające praktycznie wyłącznie gwiazdę wieczornego koncertu muzycznego, bez słowa wzmianki o reprezentacji winiarzy.
Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała w czasie Święta Wina w Janowcu w 2023 roku. Impreza jest niewątpliwie nad wyraz zasłużona, ale finansowo oparta praktycznie wyłącznie na wsparciu Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Już kiedyś nie najlepsze skojarzenia budziło oczekiwanie z otwarciem imprezy na spóźniających się oficjeli. W ubiegłym roku zaś doszło do ocenzurowania festiwalowego plakatu, z którego musiały zniknąć… nagie bachusiątka. Kolportowana w ramach protestu oryginalna wersja plakatu (którą zamieszczamy poniżej) pogłębiała jedynie kuriozalność całej sytuacji.