Ania i Robert Ziębowie z Winnicy Kresy mogą przyjmować gratulacje. Ich wina zrobiły ogromne wrażenie na gościach tegorocznej edycji festiwalu Białe Czerwone w Warszawie. Zupełnie słusznie.
Tekst i zdjęcia: Maciej Nowicki
Osoby, które dopiero od niedawna interesują się polskim winiarstwem, mogą pomyśleć, że mamy do czynienia z debiutantami. W końcu zwykle to im poświęcamy najwięcej „antenowego czasu”. Nic bardziej mylnego.
Winnica Kresy została założona jeszcze w 2007 roku w Stokach, a precyzyjniej – w pobliskim przysiółku Kresy, od którego wzięła swoją nazwę. Mieści się raptem 20 kilometrów od krakowskiego Rynku, na Jurze Krakowskiej. To jeden z najmniejszych regionów produkcji wina w Polsce, który ma zarazem precyzyjnie wyznaczone granice.
Tutejsi producenci (skupieni w Stowarzyszeniu Winiarzy Jury Krakowskiej) działają w dość wyjątkowych jak na polskie winiarstwo warunkach. Większość winnic położona jest relatywnie wysoko – w okolicach 400 metrów n.p.m. Korzystają z dobrodziejstw gleb wapiennych, ale też zmagają się z dość surowymi warunkami klimatycznymi. To właśnie one sprawiają, że wśród uprawianych odmian winorośli ta szlachetna występuje niezwykle rzadko. Dominują odmiany PIWI, ale nie brakuje też hybryd pierwszej generacji, które wspinają się tu na wyżyny swoich możliwości.
Róż, bursztyn i zdjęcia
Warunki geologiczno-klimatyczne to jedno, ale jak w każdym innym miejscu, także i tu winiarze muszą mieć pomysł na siebie, który pozwoli im wyróżnić się na coraz intensywniej zagospodarowywanej scenie polskiego wina.
Kresy nigdy nie miały z tym problemu. Spójna jest strona wizualna: butelki wszystkich win od samego początku zdobią reprodukcje zdjęć wyszukiwane przez Roberta na pchlich targach w kraju i za granicą. Podobnie spójna jest część stylistyczna. Początkowo hitem było wino różowe. Jura!Róż chwalona była przeze mnie jeszcze w 2016 roku.
Później jednak producenci coraz mocniej drążyli temat win macerowanych na skórkach. Z czasem stworzyli kilka oddzielnych etykiet opartych na różnych odmianach winorośli. Równie mocno podkreślany jest (także nazwą: „zero”) naturalny proces produkcji „pomarańczy”. Odbywa się wyłącznie na dzikich drożdżach, ze spontaniczną fermentacją i bez dodatku siarczynów. Popularność maceracji w pewien sposób zepchnęła na dalszy plan wina „podstawowe”. Jednak ich aktualne rozdanie – prezentowane właśnie w Warszawie podczas festiwalu Białe Czerwone w niedzielę 12 maja 2024 – z pewnością przywróciło należne im miejsce. Poznajcie wyjątkową czwórkę!
Hibernal Puro 2021
Degustacja tego wina zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. To nie tylko jedno z najlepszych polskich win, które spróbowałem w tym roku. To także jeden z najlepszych w ostatniej dekadzie reprezentantów szczepu. Rzadko bowiem udaje się winiarzowi uzyskać taką ekspresję aromatów zarówno samej odmiany, jak i siedliska.
Mamy tu więc bardzo aromatyczny klasycznie hibernalowy bukiet, pełen nut kwiatu czarnego bzu, pokrzywy i ziół, wsparty odrobiny gruszkowych akcentów. W smaku akcenty rozłożone są nieco inaczej: wspomniana wyżej aromatyczność jest dobrze równoważona nutami cytrusów i skórki jabłka. Mamy też sporo akcentów wapiennych i mineralnych oraz dobrą kwasowość, ale przede wszystkim… słoność! To chyba najbardziej słone polskie wino, jakie kiedykolwiek piłem. Znakomicie podkreśla też charakter tutejszych wapiennych gleb. Zakup obowiązkowy! (80 zł)
Kras Puro 2021
Równie efektowym jak hibernal winem jest Kras Puro 2021, czyli seyval blanc, dojrzewający przez 12 miesięcy w dużej (500 litrów) używanej beczce z francuskiego dębu. Od zawsze podkreślam, że na seyval blanc trzeba mieć plan. „Standardowe” wersje dojrzewające krótko w stalowych zbiornikach rzadko kiedy porywają publiczność. Rozwiązaniem są musiaki, dojrzewanie na osadzie, albo właśnie beczka, która potrafi zmienić ten szczep, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tutaj magią jest świetnej jakości owoc (mimo nie najłatwiejszego rocznika), sporo kremowej struktury, trochę kredowych akcentów i wyraźny pikantny finisz. W dodatku jest to wino, które wciąż nie powiedziało ostatniego słowa. (80 zł)
Tyton Zero 2019
Pierwsze z macerowanych win powstało z odmiany hibernal i jest to ze wszech miar słuszny wybór. W tej kategorii zawsze dobrze sprawdzają się bowiem aromatyczne szczepy. Jednak tu mamy do czynienia ze wstępem do jeszcze ciekawszej historii. Tyton macerował się na skórkach przez 6 miesięcy, następnie zaś trafił na 20 miesięcy (!) do dębowej beczki. Ten czas łatwo wyczuć. W smaku pojawia się trochę nut kremowych, czy wręcz waniliowych, podanych jednak w bardzo precyzyjnej proporcji. Nie brakuje też garbnika, a przede wszystkim feerii aromatów: dojrzałych i suszonych owoców, szczypty gałki muszkatołowej, akcentów herbaty; wreszcie – korzennego zakończenia. Wszystko w punkt. (110 zł)
Jura!Amber zero 2019
Jura!Amber zero 2019 to kupaż trzech odmian winorośli. Najwięcej jest tu solarisa, a uzupełnia go johanniter i hibernal. Czas dojrzewania w beczce identyczny z poprzednikiem, podobnie zresztą jak naturalne warunki winifikacji. Wino wydaje się jednak młodsze od Tytona. Garbnik jest tutaj zdecydowanie wyraźniejszy (duża szansa, że stoi za tym solaris). Prócz tego sporo suszonego owocu, skórka gruszki, zimna herbata, zioła i nieco więcej pikantności. To wciąż młodzieniaszek, ale w mocno limitowanej ilości. (160 zł)
W podanych cenach wina zakupić można bezpośrednio u producenta, co jest zresztą sporą dodatkową atrakcją. Winnica Kresy jest bowiem dobrze przygotowana do enoturystycznych odwiedzin. Dysponuje salą degustacyjną, osłoniętą wiatą na 80 osób, a także polem campingowym i miejscem do zaparkowania kampera. Kto nie zdoła dotrzeć do samej winiarni, może też zakupić wina lub spróbować ich w należącej do producenta i znajdującej się na krakowskim Kazimierzu Enotece Kazimierz. W tym miejscu odbywają się też liczne degustacje komentowane.
Źródło win: próbowane w czasie festiwalu Białe Czerwone w Warszawie.