Skip to content Skip to footer

Rowerem do winnicy

fot. DWI

Każdy fan rowerowych wycieczek wie, że siedząc na siodełku, chłonie się więcej. To samo dotyczy wycieczek w regionach winiarskich.
Sławomir Sochaj, współpraca: Tomasz Prange-Barczyński

Podróżowanie zmieniło się w ostatnim stuleciu bardziej niż w ciągu poprzedzających je tysiącleci. Świat się skurczył, a podróż rozumiana jako proces, czasem nieprzewidywalny, stała się przemieszczaniem się z punku A do punktu B. Samolotem na Sycylię lecimy 2,5 godziny, mijając po drodze tysiące miast i miasteczek oraz setki jezior, gór i regionów winiarskich. Wiele z nich jeszcze nie tak dawno było oddalonych od siebie o dzień drogi, dzisiaj, z perspektywy 10 tysięcy metrów nad powierzchnią ziemi, jesteśmy w stanie objąć je jednym spojrzeniem, zlewają nam się w całość, jak na mapie. A przecież każde z tych miejsc to mikrokosmos, w którym pomysłów na zwiedzanie starczyłoby na długie tygodnie. Paradoksalnie, korzystając z dobrodziejstw nowych środków transportu, tracimy szansę na bycie w drodze. Odkrywanie uroków, historii i regionalnych produktów mijanych miejsc wymaga mniejszych prędkości, podróżowania niezatłoczonymi drogami i wsłuchania się w genius loci. Najlepszym sposobem na zrozumienie zależności – kulturowych i naturalnych – między winem a miejscem jego poznania jest podróż na dwóch kółkach.

Czysta przyjemność

Niedawno pewien profesor, lingwista, wielbiciel Burgundii, a ostatnio także badacz winiarskiego dyskursu, zapytał mnie o to, czy wino po latach pisania o nim może jeszcze dawać szczęście – czysto zmysłowe, niezapośredniczone. Odpowiedziałem, że tak, że oczywiście, a przed oczami stanęły mi piękne butelki, które wywoływały na plecach ciarki. Ale chwilę później wspomnienia przyniosły mi inne obrazy, jeszcze mocniej splecione z poczuciem atawistycznego szczęścia – wjazd rowerem pod La Morrę o wschodzie słońca, poranna, powolna przejażdżka przez środek winnicy Liebenberg w Wachau albo piękna w swej zielonej monotonii droga z Krems do Schloss Gobelsburg.

Zanim jeszcze na dobre zająłem się winem, za cel rowerowych wypadów obrałem m.in. Morawy, Burgenland, Balaton, Alzację, Prowansję, Ren i Mozelę. Później, już bardziej świadomie, pedałowałem przez Wachau, Kamptal, Kremstal, Saksonię, Tokaj, Barolo i Villány. Nie brakowało trudniejszych momentów (traf chciał, że regiony winiarskie obfitują we wzniesienia), przebitych dętek, ulewnych deszczy i spóźnień na umówione spotkania z winiarzami, ale to właśnie w trasie wino pokazało mi swoje najbardziej eudajmonistyczne oblicze. Szybko zorientowałem się też, że rower daje znacznie lepsze wyobrażenie o topografii, geologii i klimacie regionu. Trudno o lepszy środek transportu dla tropicieli terroir. Trudno też o sposób na przemieszczanie się, który lepiej rymuje się z filozofią slow wine i ekologią.

Od stacji do winnicy

Zdarzało mi się dojeżdżać do regionów winiarskich samochodem z rowerem w bagażniku, zdarzało mi się go składać i przewozić autokarem, a także lecieć gdzieś samolotem i wypożyczać rower na miejscu. Ale nie mam wątpliwości, że najlepszym rozwiązaniem na dojazd do początku trasy rowerowej jest pociąg. Linie kolejowe w Europie dają enocyklistom nieprawdopodobne możliwości dotarcia do wszystkich ważnych regionów winiarskich i szybkiego przemieszczania się pomiędzy nimi. Podróż pociągiem nie wymaga rozmontowywania roweru, jest wygodna i ekologiczna. Świetnym rozwiązaniem są nocne pociągi (np. do Wiednia), które pozwalają zaoszczędzić czas i zacząć właściwą część wyprawy od samego rana.

By dojechać z Warszawy do Wiednia bez przesiadek nocnym pociągiem, będziemy potrzebować 11,5 godziny. Można zaoszczędzić około 2 godzin, wybierając opcję z przesiadkami. Oczywiście, jeszcze szybciej dotrzemy nad Dunaj z Wrocławia, Katowic czy Krakowa. Na dotarcie z Warszawy do Drezna będziemy potrzebować minimum 8 godzin, ale na miejscu wynagrodzi nam ten czas doskonale przygotowana infrastruktura dla rowerzystów. Pociąg jest też nieoceniony, jeśli chodzi o zwiedzanie polskich regionów winiarskich. By dojechać z Warszawy do Puław, które są dobrą bazą wypadową do zwiedzania Małopolskiego Przełomu Wisły, będziemy potrzebować około pół godziny. Podróż z Wrocławia na Wzgórza Trzebnickie albo pod Ślężę zajmie nam zaledwie 20‒25 minut. W obydwu kierunkach pojedziemy wygodnym szynobusem, świetnie przystosowanym do przewożenia rowerów.

Poniżej 4 trasy rowerowe idealne na weekendowy wypad:

fot. Tomasz Prange-Barczyński
Wachau

Stacja docelowa: Krems (świetnie skomunikowana z Wiedniem)

Czas: 8‒12 godzin

Długość: 40 km

Poziom trudności: 2/5

Jedna z najbardziej malowniczych tras rowerowych w świecie wina. Prowadzi wzdłuż Dunaju. Po drodze mijamy wiele renomowanych winiarni, zbocza słynnych winnic, takich jak Achleiten czy Kellerberg, i urokliwe miasteczka, m.in. Dürnstein czy Weissenkirchen in der Wachau. Nie brak też świetnych restauracji, barów i kawiarni. By poznać najważniejszą część regionu, wystarczy wycieczka do Spitz i z powrotem. Jadąc bez przerwy, potrzebowalibyśmy na pokonanie tej trasy zaledwie 2 godzin, ale w Wachau nie brak powodów, by co chwila zsiadać z siodełka. Jeśli mamy dużo czasu i podróżujemy trasą okrężną, np. Krems – Melk – Krems (ok. 70 km), warto w jedną stronę pojechać południowym brzegiem Dunaju. Winnic tu mniej, droga biegnie często przez sady morelowe, za to widok na czołowe siedliska na północnym brzegu jest imponujący.

fot. DWI / Erik Gross
Saksonia

Stacja docelowa: Drezno

Czas: 8‒12 godzin

Długość: 50 km

Poziom trudności: 2/5

Fragment Nadłabskiej Ścieżki Rowerowej, jednej z najpopularniejszych tras rowerowych w Niemczech. Nas najbardziej będzie interesował odcinek między Dreznem a Miśnią. Po drodze znajdziemy producentów zrzeszonych w VDP, takich jak Martin Schwartz czy Schloss Proschwitz, a także Schloss Wackerbarth z otaczającymi go winnicami – jeden z winiarskich symboli Saksonii. Wracając, warto nadłożyć trochę drogi i odwiedzić Klausa Zimmerlinga, który swoją siedzibę ma na wschodnich rubieżach Drezna, tuż obok imponującego pałacu w Pillnitz. Spróbujemy tam świetnych rieslingów i poznamy rzeźby polskiej artystki Małgorzaty Chodakowskiej, żony Klausa. Zaledwie 18 km stąd w górę rzeki leży Rathen, gdzie można wejść na najbardziej malowniczy szlak skalnych formacji Szwajcarii Saksońskiej.

fot. Winnica Jadwiga
Wzgórza Trzebnickie

Stacja docelowa: Siedlec Trzebnicki

Czas: 6‒10 godzin

Poziom trudności 4/5

Długość: 50‒60 km

Jeden z najbardziej cenionych polskich regionów winiarskich. Łatwo dotrzeć do niego z kilku stron pociągiem. Chcąc odwiedzić najlepszych producentów, proponuję zacząć w Siedlcu Trzebnickim i kierować się najpierw do Winnicy Moderna w Krakowianach, a następnie do Winnicy Wzgórz Trzebnickich w Węgrowie. Stamtąd czeka nas podjazd do Cielętnik, gdzie warto odwiedzić Winnicę Michlewicz, jedną z najładniej położonych w regionie. Następnie ruszamy na zachód do samej Trzebnicy, gdzie swoją siedzibę ma Winnica L’Opera. Stamtąd warto pojechać do Brochocina, gdzie w ostatnim czasie pojawiły się winnice kilku producentów, m.in. Winnicy Trzebnickiej. Stąd można już wrócić szynobusem do Wrocławia albo udać się do zachodniej części regionu, gdzie na uwagę zasługuje przede wszystkim Winnica Jadwiga. Jeśli zdecydujemy się tam zakończyć podróż, najbliższą stacją powrotną będą Szewce.

fot. Tomasz Prange-Barczyński
Małopolski Przełom Wisły

Stacja docelowa: Puławy Miasto

Czas: 2 godziny

Poziom trudności 3/5

Długość: 20‒80 km

Do Puław łatwo dojechać pociągiem z Warszawy, Lublina czy Rzeszowa. Od dworca do centrum prowadzi wygodna ścieżka rowerowa, a pierwszy przystanek można zrobić już w parku Czartoryskich. Dalej trasa prowadzi – przynajmniej częściowo – wzdłuż Wisły, do Bochotnicy i Kazimierza Dolnego. W samym mieście warto się zatrzymać w Trzecim Księżycu na Małym Rynku, gdzie znajdziemy szeroki wybór lokalnych win. Trudno nazwać wiecznie zatłoczony Kazimierz dobrą bazą wypadową, niemniej w pobliżu mamy kilka ważnych winiarni: Winnicę Rzeczyca w odległej o 7 km Rzeczycy, po drodze do niej można odwiedzić Winnicę Kazimierskie Wzgórza czy Winiarnię Kamila Barczentewicza w Dobrem (8 km). Zdecydowanie dalej jest do Bliskowic i tamtejszego Domu Bliskowice (50 km) czy Opola Lubelskiego, gdzie winnicę prowadzi Maciej Mickiewicz (22 km). Na szczęście win tego ostatniego można spróbować w Janowcu, w restauracji Maćkowa Chata. By się tam dostać, wystarczy przeprawić się w Kazimierzu na zachodni brzeg Wisły promem. W ruinach zamku Firlejów odbywa się co roku w ostatni weekend maja Święto Wina, a na zboczach skarpy, na której stoją ruiny, odtwarzana jest właśnie winnica.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.