Deutsche Weinstrasse (Niemiecki Szlak Wina) w Palatynacie to najstarszy szlak enoturystyczny na świecie. Powstał w 1935 roku i liczy 85 km. Można go pokonać samochodem, można iść pieszo, ale najlepiej po winnej drodze podróżuje się rowerem.
Tekst: Tomasz Prange-Barczyński; zdjęcie główne: DWI, pozostałe zdjęcia: autor
Samodzielna podróż przez region winiarski pozwala lepiej zrozumieć pochodzące z niego wina. Nazwy winnic, będące zaledwie napisem na etykiecie, stają się nagle rzeczywistością. Kto kiedykolwiek znalazł się w liczącej kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt hektarów winnicy wie, że wizualizują się wówczas wszelkie niuanse i aspekty. Patrząc na poszczególne sąsiadujące ze sobą siedliska zaczynamy rozumieć, dlaczego robione nierzadko z tej samej odmiany wina potrafią smakować znacząco inaczej. Po jednej stronie drogi jest płasko, po drugiej rzędy winorośli nurkują stromym zboczem w głęboką dolinę. Tu krzewy grzeją się w słońcu w południowo-zachodniej ekspozycji, tam chowają za wschodnią wystawą zbocza. Na dole jest gorąco, kilkaset metrów dalej, tuż pod lasem, zdecydowanie chłodniej. Dla wielu winomanów nie ma to oczywiście żadnego znaczenia. Enoświry uwielbiają jednak takie wyprawy – bo łatwiej wówczas pojąć, co kryje etykieta. A poza wszystkim, wiele winiarskich krain jest po prostu niezwykle malowniczych.

Pfalz, czyli Palatynat
To drugi co do wielkości region winiarski Niemiec. Liczy blisko 24 tys. hektarów winnic i ustępuje rozmiarem jedynie leżącej po sąsiedzku Hesji Nadreńskiej (Rheinhessen). Leży w południowo-zachodniej części kraju, między szeroką w tym miejscu doliną Renu a Lasem Palatyńskim. Od południa zamyka go granica z Francją, a naturalnym przedłużeniem Pfalzu jest Alzacja.

W winnicach króluje riesling, choć jego domeną jest raczej północna część regionu. Na południu do głosu dochodzą odmiany burgundzkie: pinoty w trzech kolorach (blanc/weiss, gris/grau i noir/schwarz) oraz chardonnay. W całym Palatynacie znajdziecie około setki winnic o statusie erste i grosse lage.
Panujący tu klimat – średnio 1800 godzin słonecznych w roku – sprawia, że oprócz winorośli rosną w regionie drzewa migdałowe, figi, a nawet cytryny i kiwi. Tutejsze wina należą do najbardziej szczodrych w Niemczech. Trzeba jednak przyznać, że w ostatniej dekadzie, pełnej gorących i suchych roczników, lokalni producenci nauczyli się, jak radzić sobie ze zmianami klimatu. Rieslingi z Pfalzu są dziś po prostu bardzo eleganckie.
Bogaty rocznik
W 1934 roku zbiory w Palatynacie były szczególnie obfite. Kolejny zapowiadał się równie dobrze. Miejscowy gauleiter, Josef Bürckel (postać raczej smutna; od wczesnych lat związany z NSDAP, był odpowiedzialny m.in. za przyłączanie do Rzeszy Saary i Austrii oraz brutalne wysiedlanie Żydów z Wiednia), wymyślił, że tworząc turystyczny szlak, łączący winiarskie wioski regionu, ułatwi rolnikom sprzedaż wina. Co też się stało. Bürckel zmarł jednak w infamii jeszcze w czasie II wojny światowej, krytykowany nawet przez Goebbelsa. Niemiecki Szlak Winny istnieje jednak do dziś i przyciąga tysiące enoturystów. Przyciągnął i mnie.
Oficjalnie szlak zaczyna się w Schweigen-Rechtenbach na granicy z Francją i ciągnie na północ aż do Bockenheim an der Weinnstrasse (to dookreślenie nosi obecnie wiele miejscowości na NDW) wzdłuż szos krajowych B38 i B271. Trasa ma jednak sporo wariantów. W dodatku dużą jej część można pokonać, jadąc dobrze przygotowanymi, pozbawionymi ruchu kołowego drogami wiodącymi bezpośrednio przez winnice.

Z Bad Dürkheim do Forst
W sierpniu zeszłego roku zamieszkałem na kilka dni w Deidesheim. Swoją wersję Niemieckiego Szlaku Winnego postanowiłem więcc rozpocząć w miejscu bardzo dla Palatynatu symbolicznym – pod Riesenfass. To największa beczka na świecie, licząca 1,7 mln litrów, zbudowana w latach 30. XX wieku w Bad Dürkheim.

Winem nigdy jej nie napełniono. Za to urządzono w niej knajpę, a na placu obok odbywa się co roku Wurstmarkt, czyli kiełbasiany targ, będący w istocie festiwalem wina, odwiedzanym każdego roku przez 600 tys. gości. Zwiedziwszy kameralne, bardzo przyjemne miasteczko, w którym ze znanych winiarzy rezyduje m.in. Fitz-Ritter, ruszyłem opłotkami przez siedlisko Fuchsmantel (erste lage) na południe.

W kilka minut dotarłem do nieodległego Wachenheim (Dr. Bürklin-Wolf, Schloss Wachenheim). Na jego południowych rubieżach zaczyna się prawdziwy raj dla miłośników palatyńskiego wina.

Zaraz za miasteczkiem odbiłem na spokojną trasę pośród winnic. Najpierw kilka ertse lage, a zaraz potem kultowe cru: Pechstein, Jesuitengarten, Kirchenstück, Freundstück, a ponad nimi rozległe Ungeheuer. W dole majaczyły dachy winiarni Achim-Magina i Georga Mosbachera w Forst. To miasteczko samo w sobie także warte jest wizyty – krótkiej, bo skupia się właściwie wzdłuż spokojnej Weinstrasse.

Z Deidesheim do Neustadt
Dalej szlak wiedzie przez rozległe, przecięte kilkoma dolinkami plateau erste lage Herrgottsacker. I już jesteśmy powyżej Deidesheim. Opcje są dwie. Zjechać do pełnego szachulcowych domów, knajpek i wine barów miasta, w którym siedziby mają też m.in. winiarnie Von Winning i Von Bühl. Albo, pozostając na wysokim trawersie, objechać je górą wzdłuż amfiteatralnie położonych siedlisk klasy grose lage: Kalkofen, Hohenmorgen, Kieselberg, Langemorgen, a potem zawinąć w dół do Hofstück oraz Reiterpfad and den Achtmorgen.

Ze względów logistycznych warto jest pokonać kilka dalszych kilometrów ścieżką rowerową wzdłuż głównej szosy i odbić na zachód dopiero na Königsbach. Z dwóch możliwych tras wybrałem poboczną drogę między dwiema erste lage Nussbien i Ölberg, spoglądając tylko z daleka na imponujące GL Idig, za to przejeżdżając u stóp GL Ölberg-Hart. Tu też zaczęły się pierwsze poważniejsze wzniesienia.
Wąskie uliczki zawiodły mnie najpierw do Gimmeldingen, a później, poniżej GL Vogelsang na stare miasto dużego Neustadt an der Weinstrasse. To dobre miejsce na pierwszy wypoczynek, tym bardziej że po staromiejskich uliczkach nie można jeździć rowerami, o czym uprzejmie, choć stanowczo, przypominają policjanci.


Z Neustadt do Birkweiler
O ile do Neustadt łatwo jest od północy wjechać, o tyle znalezienie dalszego ciągu trasy na południu wymaga uwagi, lekkiego manewrowania i wspomożenia się nawigacją w telefonie. Ale nie jest to zadanie bardzo trudne. Przede wszystkim chodzi o to, by dostać się do Deidesfeld, a stamtąd do Maikammer i Edenkoben i dalej, już pod Las Palatyński, do Weyher in der Pfalz. Krajobraz staje się tu bardziej pagórkowaty, co stanowi ucztę dla oczu, ale pewne wyzwanie dla nóg. Obok Weyher leży GL Michelsberg, dalej zaś, wokół znanej winiarskiej miejscowości Burrweiler, mamy już więcej siedlisk klasy erste lage i doskonałe GL: Schäwer, Hölle-Unterer Faulenberg oraz Rosenkranz-Zinkelerede i Rosenkranc-Im Untern Kreuz. W między czasie Burrweiler przechodzi miękko w Gleisweiler i dalej Frankweiler. W okolicy wina robią takie znakomitości jak Herbert Messmer i Teo Minges.
Podążając Weinstrasse na południe, otarłem się lewym bokiem o kultowe siedlisko GL Im Sonnenschein, prawym zaś o cru Im Sonnenschein „Ganz Horn”, po czym dotarłem do Siebeldingen. Miejscowość stanowi niemal jeden organizm z Birkweiler leżącym po drugiej stronie szosy B10 i otoczonym tak kultowymi winnicami, jak GL Kastanienbusch, Kastanienbusch „Köppel” oraz Mandelberg. Swoje winiarnie mają tu znakomitości w rodzaju Ökonomierat Rebholz i Dr. Wehrheim.
Finał w Landau
Siebeldingen i Birkweiler to w moim przekonaniu, obok Deidesheim, najbardziej malownicze miejsce na Deutsche Weinstrasse. Dalej na południe krajobraz pozostaje piękny, ale coraz mniej czołowych siedlisk i winiarzy. W Leinsweiler pracuje Siegrist, zobaczyć też można GL Sonnenberg. Tuż obok, w Ilbesheim mamy GL Kalmit oraz Kirchberg i winiarnię Borisa Kranza. Kolejne i ostatnie skupisko świetnych siedlisk leży 22 km dalej, wokół Schweigen-Rechtenbach, tuż przy granicy francuskiej i końcu/początku oficjalnego biegu NDW. Znajdziecie tam winiarnie Friedricha Beckera, Bernharta i Jülga oraz przecięte granicą państwową GL Sonnenberg, a także leżące już po francuskiej stronie, ale wciąż klasyfikowane przez VDP grosse lage: Güldenwingert, Sankt Paul, Rädling, Kostert i Kammerberg.
Przyznaję, że mając ponad 60 km na liczniku, około południa nie zdzierżyłem przekraczającej 35 stopni temperatury i w Ilbesheim odbiłem do Landau. Minąłem pasące się na miejskiej łące wielbłądy, zjadłem pokrzepiającego currywursta w kiosku obsługiwanym przez klnące soczyście w starym dobrym stylu rodaczki (Trzeba było od razu mówić, że z Polski, dałabym inną cenę!), dotarłem na dworzec i wsiadłem w pociąg do Deidesheim.

Kiedyś, w mniej gorący dzień, przejadę z Bockenheim do Wissembourga, skąd też można wrócić na północ koleją. A i tak na liczniku miałem w sumie ok. 70 km, w głowie zaś lepiej ułożony schemat palatyńskich winnic. Można było pójść na rieslinga.

PS W miasteczkach wzdłuż całej Deutsche Weinstrasse jest sporo wypożyczalni rowerów. Te są różnej klasy i różnie kosztują. Egzemplarz, który mi zarezerwowano w Fahradt-Vermitung przy Weinstrasse 63 w Deidesheim, był raczej prosty. Za to za cały dzień używania zapłaciłem skromne 13 euro. Na pewno można drożej i lepiej.
O rieslingach z północnego Palatynatu przeczytacie również w tym tekście.