Skip to content Skip to footer

Jak smakuje stuletnie wino? Degustacja Villa di Capezzana 1925

Wino im starsze, tym lepsze… To jeden z klasycznych mitów, który od ponad dwóch dekad próbuję obalać słowem i piórem. Co nie przeszkadzało mi wcale cieszyć się smakiem Villa di Capezzana 1925. Jak dziś smakuje to stuletnie wino?

Tekst i zdjęcia: Tomasz Prange-Barczyński

Villa di Capezzana 1925 z historycznego regionu Carmignano była bohaterem kolacji, którą rodzina Contini Bonacossi wydała dla dziennikarzy winiarskich 19 lutego tego roku w trakcie ostatnich Anteprimi di Toscana, przeglądu nowych roczników win toskańskich we Florencji. Familia winiarzy i kolekcjonerów sztuki – Alessandro Contini Bonacossi (1878-1955), pradziadek Filippo, gospodarza wieczoru, zapisał państwu włoskiemu w testamencie kolekcję blisko 150 dzieł, m.in. Tycjana, Goyi, El Greco, Veronesego, Tintoretta i Berniniego – kupiła Villę di Capezzana w 1926 roku. Szlachecka farma już wtedy uchodziła za czołowego producenta wina w regionie, a piwnica pełna była starych butelek. Do czasów współczesnych dotrwały, jako najstarsze, te z rocznika 1925 roku. Dwie z nich w lutowy wieczór trafiły do florenckiej restauracji Il Magnifico Café w hotelu Il Tornabuoni. Dzięki temu miałem okazję przekonać się, jak smakuje stuletnie wino.

Filippo Contini Bonacossi, gospodarz wieczoru

Korzenie

Contini Bonacossi otwarcie przyznają, że mogą tylko domniemywać, jak wino powstało. Oficjalne informacje są skąpe. Wiadomo niemal na pewno, że w kupażu Villi dominowało sangiovese, ale było też trochę cabernetów, bo właśnie taki, mieszany, był oryginalny układ winnic stanowiących część posiadłości.

Nie dziwi to wcale. Tzw. francescę, jak nazywano lokalnie cabernet franc, sprowadziła do Toskanii już w połowie XVI wieku Katarzyna Medycejska, królowa Francji i matka pierwszego elekcyjnego króla Polski, Henryka III Walezjusza. Szczep doskonale się tu przyjął, dzięki czemu dziś w Carmignano uważany jest niemal za autochtona. W kolejnych wiekach utorował drogę do Toskanii cabernetowi sauvignon. W latach 60 XX wieku Contini Bonacossi, wierni tradycji, odnawiając winnicę posadzili obok także krzewy z Francji. Konkretnie z Pauillac, z samego Château Lafite. Co jeszcze wiadomo? Winnica, z której pochodziły grona na rocznik 1925, była niemal na pewno prefilokseryczna, czyli krzewy rosły na własnych europejskich korzeniach. Plaga mszycy docierała wówczas dopiero do środkowych Włoch.

Preludium: roczniki 1995, 1985 i 1975

O jakości win z Carmignano, ich trwałości i wytrzymałości na transport, pisał już w 1396 roku Ser Lapo Mazzei do Marco Datiniego. Contini Bonacossi co roku udowadniają, że XIV-wieczna teza ma sens również w XXI stuleciu. Organizują pionowe degustacje kolejnych etykiet ze swej kolekcji: Trefiano, Ugo Contini Bonacossi, Ghiaie della Furba, a nawet Trebbiano, którego zwykle o długowieczność się nie podejrzewa. Także w tym roku wieczór, podczas którego sprawdzaliśmy, jak smakuje stuletnie wino, miał swoich wicebohaterów. Ich lista wystarczyłaby na osobną degustację.

Próbowaliśmy zatem Villa di Capezzana w następującej kolejności: 1995, 1985 i 1975, a do kolacji podano 2015 i 2005. Starsze wykazały się niesamowitą energią i przenikliwością. Nie brakowało w nich ewoluowanych nut balsamicznych, ziół, gorzkiej czekolady, leśnej ściółki. Mimo, że znacznie różniły się wiekiem, miałem wrażenie, że obcuję z winami w podobnej formie. Tak jakby Villa di Capezzana po 30 latach istnienia weszła na swoiste plateau i dzielnie się na nim trzymała przez co najmniej dwie dekady.

Poszczególne roczniki miały nieznacznie odmienny skład. 1995 zawierał 80 proc. sangiovese, 15 proc. cabernet sauvignon i 5 proc. canaiolo. Spędził w dużych beczkach 30 miesięcy przed butelkowaniem, tak samo jak pozostałe wina. 1985 i 1975 to 70 proc. sangiovese, 20 proc. cabernet sauvignon, 10 proc. canaiolo i 10 proc. colorino i mammolo.

Kolacja: roczniki 2015 i 2005

Rocznik 2015 (80 proc. sangiovese, 20 proc. cabernet sauvignon; dojrzewający w tonneaux i dużych beczkach) podano do duszonych policzków wołowych na miękkim kremie z polenty. Okazał się winem niezwykle energetycznym, skoncentrowanym i młodzieńczym, gdy idzie o strukturę i potencjał, przy pewnej ewolucji aromatów.

Natomiast towarzyszące selekcji serów toskańskich 2005 (skład jak 2015; dojrzewające tylko w tonneaux) sprawiało wrażenie, że właśnie znalazło się w szczycie swych możliwości. Było idealnie dojrzałe, lekko ewoluowane, ale wciąż napięte, długie i bardzo eleganckie. Nie mam wątpliwości, że i ono będzie się znakomicie starzało. Jednak, biorąc pod uwagę czysto hedonistyczny motyw otwarcia butelki, zwłaszcza w połączeniu z jedzeniem, 20-letnie carmignano to po prostu świetny wybór.

Wąsy czy obcęgi? Jak otworzyć wiekowe wino?

1925 został podany po degustacji starych roczników, a jeszcze przed kolacją. Zamiarem gospodarzy było odcięcie szyjki butelki z korkiem przy pomocy rozgrzanych nad palnikiem do czerwoności cęgów. Dokładnie tak, jak to się robi choćby w przypadku butelek starego porto. Dwukrotna próba wzbudziła wiele emocji, jednak wysiłki sommelierów okazały się dareme. Stuletnia flasza z grubego szkła pozostała nienaruszona. Zapewne nie dowiedzielibyśmy się, jak smakuje stuletnie wino, gdyby nie Ettore Fantoni, siostrzeniec Filippo i od niedawna prezes rodzinnej firmy. Podjął on ryzyko otwarcia butelki przy pomocy „wąsów” (specjalnego korkociągu do starych win), co znakomicie mu się udało. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w Capezzanie od dłuższego czasu przekorkowuje się stare roczniki, mniej więcej co 20 lat.

Do kieliszków trafiło wino niezwykle blade, o jasnoceglanej barwie przypominającej oksydowane rosé, a nie wino czerwone. Ale już pierwszy niuch sprawił, że wiedziałem, iż wino nie tylko wciąż żyje, ale jest też w niezłej formie.

Jak smakuje stuletnie wino, czyli Villa di Capezzana 1925 degustowana dziś

Bardzo subtelny, korzenny aromat pełen nut balsamicznych, ziołowych, z akcentem tymianku i oregano. Na podniebieniu wino wciąż soczyste, bardzo delikatne, ale z jakąś subtelną energią, z wciąż żywą kwasowością. Czyste, z nutką cabernetowej papryki. Druga porcja, nalana znad obfitego osadu, okazała się bardziej intensywna, skoncentrowana. Miała wyraźniejsze piętno caberneta, którego nie czuć tak bardzo w młodszych (1995-1975) rocznikach. Innymi słowy: było to carmignano szepczące, eleganckie i po prostu piękne w swej historii.

Takie wina wymykają się ocenom punktowym oraz, jak sądzę, finansowym. Przyjemność próbowania rocznika 1925 wynika oczywiście z fascynującego doświadczenia ze stuletnim sangiovese. Przede wszystkim to jednak niebywała frajda obcowania z historią. Historią rodziny, Carmignano, Toskanii.

To zresztą paradoks, że na etykiecie widnieje tylko rocznik i nazwa wina. W czasach, gdy powstało, region istniał bowiem tylko historycznie. A przecież Carmignano było jedną z czterech, obok Chianti, Pomino i Valdarno, pierwszych na świecie apelacji winiarskich. Powołał je do życia Wielki Książę Kosma III w 1716 roku. Tyle że potem region został wcielony do Chianti, a w 1966 roku do Chianti Montalbano. Odzyskał niepodległość dopiero w 1975 roku, a w 1990 przyznano mu status DOCG.

Dziś leżąca na wzgórzach powyżej Prato, zaledwie 10 km w linii prostej od Florencji, apelacja, liczy 117 ha winnic. Działa tu raptem kilkunastu producentów. Tenuta di Capezzana jest największą z nich i najbardziej znaną. Ale wina z Carmignano w ogóle zasługują na uwagę. Nie tylko te stuletnie.


Więcej o Carmignano przeczytacie w artykule Odzyskiwanie pamięci (również autorstwa Tomasza Prange-Barczyńskiego). Zamieściliśmy go w wydanym w ubiegłym roku magazynie Ferment. Pismo o winie. Vintage 2024/2025, który wciąż jeszcze można kupić w naszym Sklepie.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.