Skip to content Skip to footer

Dobroczynność i wino

fot. Proud Pour

W pomaganie można włączyć się na wiele sposobów – na przykład biorąc udział w charytatywnym maratonie czy wysyłając świąteczne paczki potrzebującym. Okazuje się, że można też charytatywnie pić wino.
Inka Wrońska

Nie od przychylności rzeźnika, piwowara czy piekarza oczekujemy naszego obiadu, lecz od ich dbałości o własny interes. Zwracamy się nie do ich humanitarności, lecz do egoizmu, i nie mówimy im o naszych własnych potrzebach, lecz o ich korzyściach. 

Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, 1776 r.

Powyższy cytat można odczytać tak: dobroczyńca, żeby nim być, musi mieć w dobroczynności własny interes. Może ulgę podatkową? Lepszy PR? Zagłuszenie wyrzutów sumienia, że jemu jest dobrze, a innym źle? Niewykluczone. Może zresztą chodzi tylko o przyjemność wynikającą z samego faktu pomagania. Bo z pomaganiem jest jak z prezentami – lubimy dostawać, ale jeszcze bardziej lubimy dawać.

Badania przeprowadzone przez OECD (dane z 2020 roku) wskazują, że w dobroczynności przodują Amerykanie (dokładniej: obywatele Stanów Zjednoczonych). Ich dobrowolne darowizny na rozmaite cele charytatywne wynoszą ponad 10 proc. PKB. Około 5 proc. wydają na pomaganie Kanadyjczycy, podobnie jest w najhojniejszych krajach europejskich: Holandii i Wielkiej Brytanii. Nieco ponad 2 proc. we Francji, mniej więcej tyle samo w Niemczech i Grecji. Poniżej 1 proc. we Włoszech i Hiszpanii. Polski w ogóle nie ma w tym zestawieniu; prawdopodobnie nasz wkład w dobroczynność jest znacznie poniżej jednego procenta.

Żeby pomagać, wcale nie trzeba być szczególnie bogatym. W Polsce świadczy o tym choćby sukces WOŚP-u, ofiarności składkowej, kiedy wiele małych kwot sumuje się w jedną wielką. Coraz więcej jest też możliwości, kiedy można pomagać niejako „przy okazji”, robiąc to, co i tak by się zrobiło dla przyjemności. Chcesz pobiec w półmaratonie – to znajdź bieg charytatywny. Charytatywnie można też jeździć na rowerze, tańczyć zumbę albo oglądać galę żużla na Stadionie Narodowym.

Można też charytatywnie pić wino. U nas jeszcze rzadko się o tym mówi, ale na świecie to już standard. I znowu – najwięcej winiarzy-filantropów pochodzi z USA. Ich pomysły na dobroczynność są najczęściej proste: czasami na konkretny cel idzie jakaś część ceny wina, np. po dolarze z każdej butelki. Czasami winnica przekazuje wybranej fundacji pewien procent rocznego dochodu. Cele są jasno sprecyzowane – opisane wprost na etykiecie wina albo na stronie producenta. Dzięki temu konsument wie, komu pomaga, kupując konkretnego pinota czy caberneta. I chętnie włącza się w pomaganie, bo go to dużo nie kosztuje.

Cabernet i mammografia

Motto winnicy Staglin Family z Rutherford w Kalifornii brzmi: „Great wines for great causes”. Właściciele, Garen i Shari Staglin, przekazali już ponad miliard dolarów (od czasu powstania winnicy, czyli od roku 1985) na wsparcie fundacji zajmujących się zdrowiem psychicznym. Wybrali ten cel, kiedy u ich syna zdiagnozowano schizofrenię. Pieniądze zbierają podczas dorocznego Music Festival for Brain Health w Napa Valley. Finansują go ze sprzedaży wina Salus (można je kupić na ich stronie internetowej: Salus Cabernet Sauvignon kosztuje ok. 400 zł, Salus Chardonnay ok. 200 zł, a Salus Booth Bella Oaks Cabernet Sauvignon ponad 800 zł).

Jerry Lohr, właściciel winnicy J. Lohr Vineyards & Wines w San Jose, współpracuje z National Breast Cancer Foundation od 2008 roku. Jego żona zmarła wtedy na raka piersi. Za pieniądze ze sprzedaży wina sfinansował już ponad 8000 mammografii kobietom, których inaczej nie byłoby na to stać. To 3 dolary z każdej butelki caberneta (po 60 dol. za butelkę) i sauvignon blanc (24 dol.). Jerry dostarcza także do szpitali onkologicznych tzw. zestawy Hope. Są w nich kosmetyki, paczka herbaty, ciepłe skarpetki i inne drobiazgi, które mogą się przydać pacjentkom.

Pinot noir dla bezdomniaków

„Każda decyzja o zakupie ma znaczenie. Podziel się winem – i daj nadzieję” – piszą na swojej stronie właściciele firmy OneHope z siedzibą w Napa Valley. Zaczynali skromnie. Jake Kloberdanz wraz z paroma kolegami z E&J Gallo Winery postanowił sprzedawać wino, by zebrać pieniądze dla przyjaciela chorego na raka. Pierwsze 8 tys. butelek merlota zrobił dla nich David Elliott z kalifornijskiej winnicy Lancaster Estate. Organizacja szybko się rozrosła – dziś współpracuje m.in. z Robertem Mondavim Jr. oraz 7Cellars. Przekazuje połowę swoich zysków prawie 300 organizacjom charytatywnym na całym świecie. Konkretne wina to konkretne cele. Na przykład rosé wspiera organizacje walczące z rakiem piersi (program #drinkpink), cabernet sauvignon pomaga dzieciom z autyzmem, merlot – chorym na AIDS. Z biegiem lat doszły też cele niemedyczne. Na przykład część pieniędzy ze sprzedaży zinfandela idzie na weteranów wojennych, a z pinot noir – na promocję adopcji bezdomnych zwierząt.

Spirit Horse Vineyards z San Francisco działa na dwóch kontynentach – pozyskuje winogrona z Kalifornii i Argentyny. 20 proc. z każdej sprzedanej butelki wina z winogron kalifornijskich przeznaczanych jest na program wsparcia dla kalifornijskich dzieci cierpiących na porażenie mózgowe, upośledzenie wzroku i słuchu, autyzm, zaburzenia społeczne. Z kolei 20 proc. z każdego malbeka wraca do Mendozy w Argentynie poprzez Fundación Servir, która walczy z ubóstwem w regionie i prowadzi zajęcia m.in. z języka angielskiego i obsługi komputera.

Feministyczne dolcetto

Such a nasty woman! Te słowa padły z ust Donalda Trumpa podczas trzeciej debaty prezydenckiej w 2016 roku; wrednym babskiem była Hillary Clinton. To wystarczyło, by bezpośrednio po debacie powstał feministyczny ruch Nasty Woman. Jego członkinie mówią o sobie, że są just as nasty – maybe even more nasty – than Hillary Clinton. Zajmuje się m.in. zbiórkami pieniędzy dla organizacji pomagających kobietom. 

Marka Nasty Woman Wines powstała, kiedy do ruchu postanowiła się przyłączyć Meg Murray, mieszkająca w Oregonie winemakerka, sommelierka i pośredniczka w handlu winem. Jej wina mają charakterystyczne etykiety. Z reguły jest to zdjęcie jednej z amerykańskich działaczek feministycznych przecięte na ukos pieczątką z napisem Nasty Woman. Np. partnerką dolcetto z 2015 roku jest Lesley Jane Nonkin Seymour, kiedyś redaktorka Vogue’a, potem naczelna Marie Claire i Redbooka). Meg mówi, że jej wina są: „unapologetically feminist and absolutely delicious. They will make you think. And if we are doing our job right, they will make you take action” (bezwstydnie feministyczne i absolutnie pyszne. Sprawią, że zaczniesz myśleć. A jeśli my dobrze wykonamy swoją robotę – zmuszą cię do działania).

Meg przekazuje 20 proc. zysków netto z każdej sprzedanej butelki na wsparcie organizacji promujących równość płci, likwidowanie luki między zarobkami kobiet i mężczyzn, a także na równy dostęp kobiet do polityki. Jej wina wspierają m.in. projekt The Women in Public Service.

Toast za bohaterów

Od kwietnia 2016 roku firma C. Mondavi & Family włączyła się w pomoc fundacji Purple Heart, wspierającej weteranów wojennych i ich rodziny. Wybór tej a nie innej fundacji wiązał się prawdopodobnie z faktem, że dwa miesiące wcześniej zmarł senior rodu, Peter Mondavi, który był weteranem II wojny światowej. Pierwsze dostępne na rynku wina sprzedawane pod marką Purple Heart pochodziły z rocznika 2013. Zostały zrobione przez Raya Coursena, winiarza, a zarazem weterana wojny wietnamskiej. W pomoc byłym wojskowym mogło się włączyć wielu Amerykanów, nawet niezamożnych. Wino wyprodukowane z winogron zebranych w Dolinie Napa kosztowało niecałe 20 dolarów za butelkę. Była to mieszanka merlota (84 proc.), cabernet sauvignon (7 proc.), cabernet franc (6 proc.) i petit verdot (3 proc.).

Sauvignon blanc ratuje ostrygi

Pijąc wino, można pomóc nie tylko ludziom. Wielu winiarzy część zysków przekazuje fundacjom walczącym o poprawę losu zwierząt albo działającym w zakresie ochrony środowiska. W 2014 roku powstała w Bostonie firma Proud Pour handlująca wegańskimi winami i cydrami ze zrównoważonych upraw (nie tylko z USA). Firma ta współpracuje z organizacjami charytatywnymi, przeznaczając 5 proc. przychodu z każdej butelki na cel jasno określony na etykiecie. – Wybraliśmy i wspieramy poprzez sprzedaż wina 22 ekologiczne organizacje non-profit – mówi Brian Thurber, dyrektor generalny Proud Pour, w wywiadzie zamieszczonym na stronie Uniwersytetu Bostońskiego. – Naszą misją jest nie tylko realne, czyli finansowe, wsparcie dla tych organizacji, ale także edukacja ekologiczna.

Pierwszym charytatywnym winem Proud Pour było sauvignon blanc z hasłem „Save the Ocean”. Pieniądze z jego sprzedaży przeznaczone były na odbudowę raf ostrygowych. – Nie każdy wie, jak ważne są ostrygi dla morskiego ekosystemu, a w USA utraciliśmy ponad 90 proc. takich raf. Można powiedzieć, że za każdym razem, gdy ktoś kupuje butelkę naszego sauvignon blanc, w oceanie przybywa sto dzikich ostryg – dodaje Thurber.

Wina, które wspierają ekologiczne organizacje non profit © Proud Pour

Są też i inni beneficjenci działalności Proud Pour. Na pinocie z Oregonu widnieje hasło „Save the bees”, a rosé z południowej Francji jest „For reefs”. Pieniądze ze sprzedaży cydru z New Hampshire trafiają do organizacji zakładających szpitale dla żółwi morskich. Ochroną łowisk zajmuje się też Steelhead Vineyards, winnica z Sonomy. We współpracy z organizacją One Percent for the Planet przekazuje jeden procent swojego całkowitego przychodu m.in. akcjom Trout Unlimited oraz Water and Wine. Pijąc to wino, wspiera się projekty ochrony i przywracania różnorodności bio- logicznej wód w regionie północnej Kalifornii.

DJ Woda

Doc Henley zaczynał jako barman i didżej w nocnych klubach w Raleigh (Karolina Północna). Dziś znany jest jako założyciel organizacji Wine To Water. „Kiedy usłyszałem o chorobach wywoływanych brakiem dostępu do czystej wody w krajach Trzeciego Świata, postanowiłem pomóc. Problem w tym, że nie wiedziałem jak, umiałem tylko prowadzić bar. Zacząłem więc organizować zbiórki pieniędzy w najprostszy dla siebie sposób: nalewając wino i grając muzykę”.

Udało się. Pierwsze pieniądze na budowę studni i pomp głębinowych zebrał w 2004 roku właśnie podczas degustacji wina. Od tamtej pory Wine To Water dzięki winu zapewniła czystą wodę ponad milionowi ludzi w 330 społecznościach. Przykładami mogą być Kambodża, Haiti czy Afryka Wschodnia.

Zjazd rodzinny

W działalność charytatywną na wielką skalę włączyła się istniejąca od 1993 roku Primum Familiae Vini zrzeszająca 12 najsłynniejszych producentów wina na świecie. Rodziny spotykają się raz do roku w lipcu. Oprócz sympozjów winiarskich i debat o przyszłości winogrodnictwa odbywają się wtedy dobroczynne degustacje i kolacje. Zebrane fundusze przekazywane są wybranym fundacjom. Beneficjentami byli już m.in. brytyjska organizacja Marie Curie, wspierająca osoby terminalnie chore na raka, Childhood Brasil, przeciwdziałająca seksualnemu wykorzystywaniu dzieci i młodzieży. Jedna ze zbiórek zasiliła też konto No Kid Hungry, walczącej z głodem wśród dzieci w USA.

Primum Familiae Vini to organizacja zrzeszająca 12 najsłynniejszych producentów wina na świecie – na zdjęciu wraz z rodzinami © Michaël Boudot/PFV

Największe fundusze zbierane są podczas przeprowadzanej przez Sotheby’s licytacji, tzw. PFV Collection Case, zawierającej 12 najlepszych win od każdego z członków stowarzyszenia. Do skrzynki dorzucane są tzw. paszporty, zaproszenia na degustację i lunch lub kolację w każdej z 12 winnic. Posiadacz zaproszenia może przywieźć ze sobą 3 osoby! Jest o co walczyć – skrzynka z roku 2020 sprzedała się za 81 250 funtów.

Charytatywne aukcje organizuje także Decanter we współpracy z domem aukcyjnym Christie’s. W 2021 roku zlicytowano ponad 3800 butelek i zebrano 58 tys. funtów. Kwota została przekazana organizacjom wskazanym przez Decantera, wśród których są: WaterAid, The Drinks Trust, Change Please i Centrepoint. W roku pandemicznym można było także licytować telefonicznie oraz online, za pośrednictwem platformy Christie’s LIVE. Dzięki tej innowacji aukcja 2020 okazała się większym sukcesem niż kiedykolwiek przedtem, zgromadziła też o wiele więcej uczestników. Szczególnie gorąco licytowane były wina z Burgundii i Szampanii.

Miliony na szpital

Od 1859 roku w każdą trzecią niedzielę listopada odbywa się najsłynniejsza na świecie aukcja winiarska. Organizuje ją francuski Les Hospices de Beaune, zwany też Hôtel-Dieu. Początkowo przybytek ten nie miał nic wspólnego z winem. Powstał w 1443 roku jako szpital, przytułek dla ubogich i noclegownia dla pielgrzymów. Fundatorem był kanclerz Burgundii Nicolas Rolin. Hojność donatorów, którzy przez ponad 500 lat przekazywali szpitalowi niewielkie działki, sprawiła, że dziś do Les Hospices de Beaune należy 45 parceli. W sumie 61 hektarów. Spora część to prestiżowe premier i grand cru w Côte de Beaune i Côte de Nuits. Od połowy XIX wieku wina powstające w tych winnicach sprzedawane są podczas aukcji. Jest ona częścią trzydniowego festiwalu Trois Glorieuses, poświęconego potrawom i winom Burgundii.

W Beaune licytowanych jest, w zależności od rocznika, 400 do 600 baryłek wina. Do najsłynniejszych cuvée należą oczywiście te nazwane od fundatorów szpitala – Nicolas Rolin i Guigone de Salins (jego żona). Od 2005 roku licytacje prowadzi dom aukcyjny Christie’s, który po dwóch latach umożliwił też udział w aukcji za pośrednictwem internetu.

Beczka prezydencka

Pierwotnie licytacje odbywały się na dziedzińcu Hospices de Beaune, dziś – w Halles de Beaune. Zebrane pieniądze przeznaczone są na konserwację okolicznych zabytków, w tym samego szpitala, który jest jednym z najwspanialszych przykładów XV-wiecznej architektury burgundzkiej. Część idzie też na lokalną służbę zdrowia oraz na bieżącą działalność winnicy. Kwota jest wielka, ale oczywiście za każdym razem inna, od 1,8 do 11 milionów euro – Od 1945 roku wybierany jest też dodatkowy cel charytatywny – idą nań środki pozyskane podczas licytacji tzw. Pièce des Présidents, beczki prezydenckiej. W ubiegłym roku było w niej Clos de la Roche Grand Cru. Kupujący z Chin wylicytował ją za 660 000 euro, co jest absolutnym rekordem. Pieniądze przekazano medykom pracującym z chorymi na koronawirusa.

Jak widać – przeciętnie zarabiający człowiek raczej nie będzie licytował wina w Beaune, a mimo to impreza ściąga wielu gości. Bo wprawdzie wstęp na aukcję i kolację jest biletowany i przeznaczony dla nielicznych, ale na zewnątrz odbywa się mnóstwo wydarzeń towarzyszących. Nie tylko winiarskich, także kulinarnych, nie mówiąc już o półmaratonie, którego trasa prowadzi przez miasteczko i winnice.

Ochrona zdrowia czy ochrona środowiska?

Badania przeprowadzone przez Weincampus Neustadt potwierdziły hojność wielbicieli wina i osób związanych z branżą winiarską. Wskazały przy tym na różnice między rozumieniem dobroczynności przez Stary i Nowy Kontynent. Amerykanie lubią pić wino z myślą o celach lokalnych, szczególnie chętnie sponsorując projekty związane z ochroną zdrowia. Z kolei winiarze europejscy chętniej wspierają sport, kulturę i sztukę, edukację i ochronę środowiska; zdrowie jest dość daleko.

Z badań wynika także, że winiarska dobroczynność Europy objawia się z reguły podczas aukcji, wystawnych kolacji czy balów. Pozwala to wprawdzie zebrać bardzo duże kwoty w ciągu jednego wieczoru, ale też angażują niewielki procent społeczeństwa. To najczęściej wydarzenia superekskluzywne, tylko dla wybranych, najbogatszych. Amerykanie mają łatwiej – nie trzeba przecież mieć wielkich pieniędzy, żeby kupić butelkę wina.

Pozostaje nam obserwować, czy w tej kwestii Stary Kontynent weźmie przykład z Nowego. Czekam zwłaszcza na „dobroczynne” butelki od polskich winiarzy – tu celów na pewno nie zabraknie.

Czy masz ukończone 18 lat?

Ta strona przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich.

Wchodząc na stronę akceptujesz naszą Politykę prywatności.