San Gimignano zalewa fala turystów. Każdego roku jest ich więcej niż produkowanych tu butelek lokalnej vernaccii. Dla winiarzy to szansa, ale i zagrożenie.
Tekst i zdjęcia: Tomasz Prange-Barczyński
Aby zrobić w maju zdjęcie pustego Piazza della Cisterna trzeba zjawić się w tym centralnym punkcie San Gimignano tuż po wschodzie słońca. No chyba że jest czwartek, bo wtedy spotkacie tu rozkładający się o świcie cotygodniowy targ. Pierwsze autobusy pełne turystów z Chicago, Rzeszowa, Hamburga i Bratysławy przybędą w okolice Porta San Giovanni wkrótce po ósmej. Gdy po porannym spacerze poprosiłem o kawę w Caffetteria dell’Olmo, barman próbował mnie zabić rachunkiem w wysokości dwóch i pół euro za espresso. Szybko jednak się zmitygował i obniżył cenę do 1,70. Nie żebym wyglądał na lokalesa, ale nie podążałem jednak za tłumem. Dla „grup” w rozpoczynającym się dopiero sezonie taryfa jest najwyraźniej inna.
Milion na milion
Toskania jest „malownicza” i „urokliwa” – to oczywista oczywistość. Ale okolice San Gimignano są malownicze do kwadratu. Bioróżnorodne wzgórza wokół średniowiecznego miasta zachowującego w łaskawej pamięci samego Dantego Alighieri poprzetykane są spłachetkami winnic, oliwnych gajów, pól uprawnych i lasów. Nieregularność krzywizny pagórków łamią strzeliste słupy cyprysów i rozbuchane niczym cumulusy korony pinii. W maju to wszystko jest w dodatku wściekle zielone, w każdym odcieniu tego koloru. I wreszcie samo miasto – ze swoimi surrealistycznymi fallicznymi wieżami, plątaniną ciasnych uliczek, studnią, przy której tak dobrze wychodzi się na instazdjęciach oraz, rzekomo, najlepszą lodziarnią na świecie. Niezwykłe freski Lippo Memmiego (w municipio) i Benozzo Gozzoliego (w kościele św. Augustyna) są już tylko niekoniecznym dodatkiem.

Owa koncentracja piękna (a także położenie między Florencją a Sieną) sprawia, że San Gimignano odwiedza co roku 5 mln turystów. Miejscowe wino, vernaccia di san gimignano, znane co najmniej od czasów wspomnianego już Dantego, powstaje w ilości ok. 4,5 miliona butelek rocznie. Nie wystarczy nawet po flaszce na głowę.
Winiarz w pułapce
Turystyka, zwłaszcza ta masowa, skutecznie zabijała reputację i jakość win, które miały nieszczęście rodzić się w miejscach „malowniczych” i „urokliwych”, jak np. dolina Mozeli, ale też na wskroś wakacyjnych, jak choćby południowe brzegi jeziora Garda. Gdy hordy niewymagających przyjezdnych upodobały sobie w II połowie XX wieku wybrzeże Adriatyku w Marchii, jedno z czołowych włoskich bianco, verdicchio dei castelli di jesi, zaliczyło spektakularny zjazd, stając się na wiele lat tanim sikaczem. Skoro turyści pragną właśnie tego, płacą może mało, za to często – czemu im odmawiać?
Czy vernaccii z San Gimignano grozi podobny scenariusz? Mam do wina z miasta wież szczególną słabość i piszę od nim od lat. Wśród wielu krytyków winiarskich, ale i konsumentów spotykam się przy tym z opinią, że nie warto. Że takie proste i lepiej zająć się czymś innym.
Presja rynku
Do sprzedaży vernaccia trafia bardzo szybko, zaledwie kilka miesięcy po zbiorach. Niewielu producentów może pozwolić sobie na przetrzymanie wina w piwnicach choćby przez rok. Tymczasem za młodu vernaccia rzeczywiście przeważnie nie robi wrażenia. Zwykle może co najwyżej ucieszyć podniebienie ożywczą nutą cytrusową. Niekiedy, dzięki dość oleistej fakturze, pasuje do lekkich przekąsek. I to by było na tyle. Turystom to wystarcza, a bądźmy szczerzy: oni to właśnie pochłaniają pokaźną część produkcji.

Dzięki regularnym wizytom u świętego Geminiana mam okazję degustować wina kilku, czasem nawet kilkunastoletnie. Niekiedy wystarczy nawet rok. Gdy w czasie przekrojowej degustacji wchodzących na rynek vernaccii, w trakcie imprezy Regina Ribelle, 16 maja br. po 43 próbkach z 2024, rocznik na etykiecie zmienił się na 2023, wina w kieliszku nabrały nagle charakteru i zaczęły opowiadać dużo ciekawszą historię.
– Nasze wina przeznaczone są do długiego leżakowania – zadeklarował Lorenzo Rosi, młody winiarz z Collina dei Venti. Na dowód tego, obok będącej obecnie w sprzedaży vernacii ’24, postawił na stole degustacyjnym również rocznik 2022. Różnica była kolosalna. Gdy zapytałem jednak, czy przetrzymują choćby partię win, żeby wypuścić je na rynek z rocznym bądź dwuletnim opóźnieniem, przyznał szczerze, że są zbyt małą firmą, by móc sobie na to pozwolić.

Maceracja? Tak, poproszę
Vernaccia to odmiana, która ma relatywnie cienkie skórki i nie nadaje się specjalnie ani na słodkie vin santo, które w San Gimignano tłoczy się z trebbiano i malvasii, ani na wino pomarańczowe. Nie znaczy to jednak, że krótka maceracja na skórkach nie dodaje jej charakteru. Wspomniany Lorenzo Rosi maceruje swoją Giadrę ok. 48 h. Dalej idzie Francesco Galgani z Cappellasantandrea, który jedną ze swych vernaccii, Prima Luce, trzyma na skórkach aż trzy tygodnie i to w amforach (toskańskich, co podkreśla, jako osoba głęboko przywiązana do konceptu lokalności).
Odżegnuje się przy tym od nazywania swojego wina pomarańczowym, co zresztą nie miałoby większego sensu. Prima Luce, owszem, ma dość głęboki złoty kolor, ale długi kontakt ze skórkami dodaje mu nie tyle tanin, co struktury. Podbija też nuty skalne. Wino z amfory zachowuje przy tym typowe dla szczepu nuty ziołowe, które są tu zintensyfikowane i wzbogacone o miodowy niuans. To zaledwie kilka przykładów, jak nie wpaść w okolicach San Gimignano w proturystyczny banał.
San Gimignano: czerwone wsparcie
Città delle torri to jednak nie tylko vernaccia. Miasto leży w granicach apelacji win czerwonych DOCG Chianti i jej strefy satelickiej Chianti Colli Senesi, nie wspominając o szerokiej IGT Toscana. Funkcjonuje tu także kieszonkowa apelacja DOC San Gimignano. Istniej wprawdzie już blisko 30 lat (od 1996 roku), jednak mało kto o niej wie. Niewielu winiarzy wykorzystuje ją też jako narzędzie marketingowe. Nic dziwnego – obejmuje zaledwie 15 ha. Teoretycznie można w jej ramach robić różnorakie typy win. Białe z popularnych w Toskanii malvasii i trebbiano. Czerwone z sangiovese, ale i szczepów międzynarodowych, takich jak cabernet sauvignon, merlot, pinot nero i syrah. Także różowe oraz słodkie vin santo, także w wersji occhio di pernice z wykorzystaniem gron sangiovese.
W czasie imprezy Regina Ribelle Marco Sabellico z Gambero Rosso zaprezentował kilka takich win. Od czystego sangiovese, przez kupaże, aż po syrah i cabernet sauvignon in purezza. Zdecydowana ich większość sprawiała wrażenie, jakby zostały zrobione 20 lat temu, w okresie dominacji beczki, nadekstrakcji i wybujałego alkoholu. Były totalnie oldskulowe w swoim niegdysiejszym „modernizmie”. Na szczęście kilka colli senesi od producentów vernaccii (urokliwie fiołkowe Notevole z Colli dei Venti czy korzenne wino braci Vagnoni) stało na antypodach tego stylu.
Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak Le Maritate 2021 z Cappellasantandrea. To kupaż polny m.in. z sangiovese, colorino, ciliegiolo, alicante, ale też białych odmian, jak trebbiano czy malvasia z liczącej 100 lat parceli. Było to wino nie tylko swoiste, ale też wielopoziomowe, nieco dzikie, odrobinę „naturalizujące”, przede wszystkim zaś ultrapijalne. Oby takich oryginałów więcej!

17 mgnień vernaccii di san gimignano
91 Pietraserena, Cretula Riserva 2023
91 Vagnoni, I Mocali Riserva 2022
90 Cappellasantandrea, Prima Luce Anfora 2023
90 Cesani, Clamys 2023
90 Vagnoni, Fontabuccio 2023
90 Il Colombaio di Santa Chiara, L’Alberta Riserva 2022
89 Abbazia Monte Oliveto, 2024
89 Casale Falchini, Vigna a Solatio 2024
89 Fattoria La Torre, Acquaiole 2024
89 Il Colombaio di Santa Chiara, 2024
89 La Lastra, 2024
89 Mormoraia, Suavis 2024
89 Pietraserena, Vigna del Sole 2024
89 Poderi Arcangelo, Madama Dorè 2024
89 Fattoria di Fugnano, Donna Gina 2023
89 Il Pallagione, Lyra 2022
89 Casale Falchini, Ab Vinea Doni 2021

Wina degustowałem w czasie imprezy Regina Ribelle 2025 organizowanej przez konsorcjum winiarzy DOCG Vernaccia di San Gimignano 16 i 17 maja br.