Prosecco ma w Polsce spory elektorat negatywny wśród tzw. prawdziwych znawców. „Prościeko” to jeden z wielu ukutych przez nich epitetów. Trudno bronić przemysłowych wysokonakładowców sprzedawanych w sklepach franczyzowych po trzy dychy. Antyprosekkowcom mam jednak zawsze ochotę podać kieliszek „prawdziwego” Prosecco, czyli wina z oryginalnej strefy produkcji sprzed jej niemal 10-krotnego rozszerzenia. Poznać ją można po oznaczeniu Prosecco Superiore DOCG. Tutaj, na przepięknych zielonych morenowych wzgórzach (zamiast intensywnie prowadzonych płaskich winnicach gdzie popadnie), szczep Prosecco osiąga szczyt swojej ekspresji i możliwości. Pachnie gruszką, smakuje cytryną, jest lekko mineralne, ultraświeże, delikatnie goryczkowe, do przykrycia swej wewnętrznej pustki nie potrzebuje cukru. I taki właśnie jest błękitny (od koloru etykiety i ładnego papieru, w który owija się butelkę) Springo, od jednej z najsolidniejszych manufaktur robiących Prosecco w starym dobrym stylu. Pyszne, zwłaszcza latem!
Le Barbatelle – 89 zł