fot. Col d’Orcia
Hrabia Francesco Marone Cinzano wywodzi się z piemonckiej rodziny, której nazwisko zapisane jest trwale w świecie alkoholi – choć niekoniecznie wina. W Toskanii od dziesięcioleci robi bardzo tradycyjne brunello di montalcino, nie odżegnując się jednak od innowacji.
Tomasz Prange-Barczyński
Trzeciego lipca 1999 roku, o 11:21, w sklepie spożywczym Alimentari Parisi przy Via Mazzini 73 w Montalcino, za – bagatela – 34 tysiące lirów kupiłem swoją pierwszą w życiu butelkę brunello – Col d’Orcia 1994. Od tamtej pory wino i sama winiarnia stały się dla mnie definicją całej apelacji. Miałem w ciągu minionych dwóch dekad w Montalcino wiele winnych romansów i uniesień. Ale to właśnie brunello hrabiego Marone Cinzano zawsze pozostawało punktem odniesienia.
Od tamtej pory upłynęło wiele wody w Orci. Bywałem w winiarni parokrotnie na legendarnych kolacjach, w czasie których conte zwykł sięgać głęboko do piwnic. Wizyta w maju 2021 roku miała jednak charakter szczególny. To były pierwsze odwiedziny poza granicami Polski po pandemii i pierwsze całkowicie indywidualne spotkanie z Francesco Marone Cinzano.
Portrety z pamięci
Gdy w 1890 roku florencka rodzina Franceschi kupowała posiadłość Fattoria di Sant’Angelo in Colle, świat znał zaledwie jeden rocznik brunello. Dwa lata wcześniej Ferruccio Biondi-Santi, wnuk rolnika Clemente, który w połowie XIX wieku wyodrębnił klon sangiovese grosso, pokazał, jak głosi oficjalna historia, pierwszą nowoczesną wersję wina z okolic Montalcino, przez dziesięć lat dojrzewającą w dużych dębowych beczkach. Stefano Cinelli Colombini, właściciel Fatoria dei Barbi i autor Portretów z pamięci, książki o Montalcino, twierdzi, że wino z brunello, jak nazywano sangiovese grosso, robiło na przełomie stuleci co najmniej kilkanaście rodzin i zdobywały one nagrody na wszystkich konkursach. Rodzinie Franceschi wytłoczenie pierwszego brunello zajęło kilka dekad. Wreszcie, na wystawie w Sienie w 1933 roku, pokazali od razu trzy roczniki: 1927, 1928 i 1931.
Bracia Leopoldo i Stefano Franceschi, którzy odziedziczyli po ojcu Sant’Angelo in Colle, postanowili w 1958 roku podzielić między siebie posiadłość. Umowa zakładała, że żaden z nich nie może korzystać z nazwy historycznej. I tak zrodziły się dwie farmy, które do dziś pozostają kluczowym elementem montalcińskiej układanki. To Il Poggione i Col d’Orcia (co oznacza dosłownie wzgórze nad Orcią). Pierwsza pozostaje w rękach Franceschich, drugą, w 1973 roku kupiła rodzina Cinzano z Piemontu, doskonale znana w branży alkoholi. Przez blisko dwie dekady winiarnią dowodził hrabia Alberto Marone Cinzano. Jego syn Francesco wspominał, że w tamtych czasach Col d’Orcia wyglądała jak typowa farma toskańska. Były tam uprawy tytoniu, zboża, sad oliwny i zaledwie parę hektarów winnic. Alberto Marone Cinzano powiększył ten areał do 70 ha.
Marone Cinzano junior nie ustawał w dosadzaniu i dokupowaniu plantacji. Dziś jest ich 140 ha, z czego 108 należy do DOCG Brunello di Montalcino. Czyni to posiadłość Col d’Orcia trzecim największym posiadaczem winnic w apelacji.
– Gdy przejmowałem w 1992 roku Col d’Orcia po ojcu, chciałem przede wszystkim kontynuować jego dzieło i robić brunello w bardzo tradycyjnym stylu – wspomniał conte. – Z czasem, w wyniku badań i rozwoju, zacząłem wprowadzać pewne innowacje, głównie jeśli chodzi o gęstość nasadzeń krzewów w winnicy czy dobór odpowiednich podkładek. Zawsze jednak robiłem to w zgodzie z rodzinnym dziedzictwem.
Gęstość i ekologia
Od 1980 roku w Col d’Orcia trwają badania nad wyodrębnieniem najlepszych klonów sangiovese grosso. We współpracy z Uniwersytetem Florenckim udało się zarejestrować klony SG-CDO-4 i 5 (w 2003) oraz SG-CDO-8 (2011). – Wierzę, że używanie dostosowanych do konkretnego terroir, wyselekcjonowanych klonów w istotny sposób wpływa na jakość naszych win – mówi Marone Cinzano, który przeznaczył też parcelę na eksperymenty z gęstością nasadzeń i sprawdza, jak zachowują się krzewy, gdy na hektarze rośnie ich 2,5 tysiąca, jak zaś, gdy jest ich 8 tysięcy.
Od chwili, gdy Marone Cinzano stali się właścicielami posiadłości, dbają w niej o różnorodność biologiczną. Przekształcenie Col d’Orcia w farmę w pełni ekologiczną zajęło im jednak aż 18 lat. Winiarz podkreśla, że prawdziwa uprawa ekologiczna wymaga uzyskania w winnicach pełnej równowagi, a na to potrzeba lat – Nie można ścigać się z naturą! – mówi.
A co z innymi producentami? Czy Col d’Orcia jest wciąż ekologiczną wyspą w Montalcino? Hrabia z satysfakcją odpowiedział, że coraz więcej producentów przechodzi konwersję na uprawy ekologiczne. – Moim celem jest doprowadzenie do tego, by całe DOCG Brunello di Montalcino było ekologiczne – stwierdził. – Najważniejszym problemem jest to, by system był inkluzywny. Im więcej winnic zostanie poprowadzonych w ten sposób, tym efektywniejsze będą działania, a to przyniesie sukces nam wszystkim.
Dla Marone Cinzano słowo „ekologiczny” oznacza przede wszystkim zachowanie różnorodności biologicznej. – Chcemy tworzyć czyste środowisko, którego wszystkie elementy zyskują na koegzystencji i które traktujemy w sposób holistyczny. W rezultacie winnice Col d’Orcia są tak naprawdę uprawiane w pełni w sposób biodynamiczny, jednak nie planuję, przynajmniej w dającym się przewidzieć czasie, żadnych starań o odpowiednie certyfikaty – dodał winiarz. Na czym zatem polega specyfika tutejszych winnic? – Każde środowisko charakteryzuje się własnym, złożonym profilem biologicznym, ma swój unikatowy mikrobiom – powiedział Marone Cinzano. – Dzięki temu wszystkie płody tutejszej ziemi mają niepowtarzalny charakter związany z tym konkretnym terytorium.
W cieniu Amiaty
Winiarnia i należące do niej winnice leżą w południowej części DOCG Brunello di Montalcino. Łagodne zbocza doliny Orcii zostały w 2004 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Marone Cinzano przypomina uzasadnienie napisane przez inspektorów agencji. „Val d’Orcia jest wyjątkowym przykładem przeprojektowania krajobrazu w okresie renesansu, który ilustruje ideały dobrych rządów włoskiego państwa-miasta w XIV i XV wieku”.
Ten zakątek apelacji szczyci się wyjątkowym klimatem. Wznosząca się na 1750 m n.p.m. Monte Amiata chroni dolinę przed gwałtownymi ulewami i gradobiciem nadciągającymi z południa. Znad odległego ok. 35 km Morza Tyrreńskiego napływają do relatywnie ciepłej Val d’Orcia łagodne bryzy. Winnice leżą średnio ok. 450 m n.p.m., co sprzyja dużym różnicom temperatury między dniem i nocą, a więc i wydłużeniu sezonu wegetacyjnego. Gleby są luźne, głównie wapienne – idealne siedlisko dla dojrzewania sangiovese.
Gdy zapytałem, jak określiłby styl win Col d’Orcia, hrabia Cinzano odpowiedział krótko: tradycyjny, niepodlegający czasowym trendom. I rzeczywiście: klasyczne brunello i riserva Poggio al Vento dojrzewają długo, wyłącznie w dużych beczkach ze slawońskiego dębu. Tylko selekcja Nastagio zaczyna proces starzenia w 500-litrowych tonneaux, by potem i tak trafić do botti grandi. W rezultacie wina, zachowując klasyczny rys sangiovese, są świetnie dojrzałe, pikantne, z wyrazistym garbnikiem, ale też dość krągłe, o obfitej, choć nieprzesadnej materii. I doskonale się starzeją. W ciągu ostatnich lat miałem okazję próbować roczników 2000, 1990, 1989, 1980, 1979 i wreszcie 1969, o czym za chwilę. Wszystkie bez wyjątku nie tylko żyły, ale opowiadały przeciekawe historie.
Farmer w Caliboro
W 2005 roku niespokojny duch pchnął Francesco za ocean, do Chile. W Maule odnalazł XIX-wieczną farmę, La Reserva de Caliboro. Odbudował ją zaczął tworzyć wina w zupełnie odmiennej od brunello estetyce. – Tam czuję się wolny, gdy idzie o innowacje. Mogę nawet zrobić kupaż barbery z grenache – oświadczył winiarz. Mimo odmiennego charakteru siedliska i wolności od apelacyjnych ograniczeń Montalcino postępowanie Marone Cinzano nie jest dalekie od tego, co robi we Włoszech. Winnice prowadzone są i tam w sposób ekologiczny. W międzynarodowym, szerokim portfolio uprawianych szczepów znalazło się miejsce dla najstarszej odmiany Chile, país. Także i tam hrabia pozostaje wierny terytorium, na którym przyszło mu pracować. – Nazwałem południowoamerykański projekt Erasmo. To na cześć miejscowego rolnika, który pomógł mi zrozumieć wyjątkowość starego siedliska Caliboro. Staram się poznawać tutejszy mikroklimat i wykorzystywać potencjał tego najstarszego w Chile regionu winiarskiego – zadeklarował hrabia.
W Toskanii zapytałem, czy po tylu latach w Montalcino, prowadząc Col d’Orcia, czuje się wciąż Piemontczykiem czy już Toskańczykiem. – Jestem Piemontczykiem i jako taki przyczyniam się do rozwoju różnorodności i złożoności toskańskiego środowiska – odpowiedział z uśmiechem Francesco Marone Cinzano.
Dwadzieścia lat po zakupie pierwszej w życiu butelki brunello (rachunek przechowuję pieczołowicie w toskańskim przewodniku kulinarnym), w lutym 2019 roku miałem przyjemność uczestniczyć w kolacji poprzedzającej doroczną próbę nowego rocznika win z Montalcino. Przyjęcie zorganizował hrabia w posiadłości na obrzeżach Sant’Angelo. Na stole pojawiły się brunello 10, 20, 30, 40 i 50-letnie. To ostatnie intrygowało mnie najbardziej, a to ze względu na datę zbiorów, która musiała oscylować wokół dnia moich narodzin. I choć rocznik 1969 nie był w Montalcino wybitny, w zeszycie w trakcie kolacji zapisałem ukradkiem: suszone zioła, konfitura cebulowa. Ewoluowane, balsamiczne. Lekkie, czyste…
We współczesnym świecie status ikoniczności nadają winom spece od marketingu i to często, zanim jeszcze butelki opuszczą piwnice producenta. W Montalcino Col d’Orcia jest ikoną prawdziwą.