San Remo to oszałamiająca przepychem promenada z palmami, kasyno i restauracje z kelnerami w smokingach. Ale też rowerowe wycieczki wzdłuż morza, wąskie zakurzone uliczki średniowiecznego starego miasta i talerz makaronu w porcie.
Tekst i zdjęcia: Inka Wrońska
Urlop w Opolu? – uśmiechnął się złośliwie kolega, kiedy powiedziałam, że wybieram się na wakacje do San Remo. Fakt – dla Włochów San Remo to Festival della Canzone Italiana di Sanremo i Volare Domenica Modugno; coś mniej więcej w stylu naszego Festiwalu Piosenki Polskiej. Jedni się przy tym świetnie bawią, inni umierają z zażenowania.
Ale nie zamierzam pisać o festiwalu. Poza tym, jeśli już jechać do San Remo dla muzyki, zawsze lepiej wybrać lato – zwłaszcza w sierpniu dzieje się tu sporo, bo to ulubiony miesiąc wakacyjny Włochów. Na ulicach jest tłoczno przez całą noc, praktycznie na każdym placu odbywa się jakiś koncert, tu muzyka symfoniczna, tam dobry jazz, a kto woli inne klimaty, to znajdzie też kawiarnie z karaoke do włoskich hitów.
Jesienią San Remo uspokaja się, wtedy można poznać je lepiej. A poznać warto, bo jest urocze, klimatyczne i w dodatku pełne kwiatów (parę kilometrów od centrum działa Mercato dei Fiori di Sanremo, jeden z największych w Europie targów kwiatowych; w marcu organizowane jest Corso Fiorito, wielka kwiatowa parada – może więc lepiej jednak przyjechać w marcu?).
Dzień pierwszy: miasto
San Remo to właściwie kilka różnych miast. Jest San Remo średniowieczne i San Remo secesyjne, jest też oczywiście San Remo portowe. Właśnie port warto obejrzeć na początku, a jeśli zatrzymaliście się w apartamencie i zamierzacie sami gotować, to tam kupicie świeżą rybę prosto z kutra. Kutry cumują w Porto Vecchio (starym), który mają na wyłączność, bo eleganckim jachtom wpływać tu nie wolno – dla nich są prywatne doki, i to pod warunkiem że długość jednostki nie przekracza 16 m. Po rybę trzeba iść bladym świtem, żeby zdążyć przed restauratorami.
Przy okazji – warto pamiętać, że w samym porcie jest sporo fajnych knajpek, w dodatku generalnie jest tam taniej niż w mieście, więc jeśli nie lubicie gotować, to też nie umrzecie z głodu. Będąc w starym porcie, koniecznie przyjrzyjcie się fortowi św. Tekli, idealnie zachowanej XVIII-wiecznej fortecy, zbudowanej przez Republikę Genui ponoć nie w celu obrony przed wrogiem zewnętrznym, ale by „dyscyplinować mieszkańców miasta”. Przez lata zamknięta dla odwiedzających, dziś otwarta jest na imprezy kulturalne, koncerty i wystawy.
W ciągu dnia warto zrobić sobie wyprawę do historycznej części La Pigna. Z miasta „współczesnego” wychodzi się przez szesnastowieczną bramę Porta di Santo Stefano – trafiając od razu do innego świata. To dobrze zachowane miasto średniowieczne, z grubymi murami, plątaniną wąskich uliczek, ciasnymi, zadaszonymi przejściami z podwórka na podwórko, malutkimi placykami. Uliczki wiją się wokół wzgórza jak łuski na szyszce – stąd też nazwa dzielnicy (la pigna to sosnowa szyszka). Firanki w niektórych okienkach czy malunki na drzwiach wejściowych wskazują, że da się tu normalnie mieszkać, choć nie wiem, czy jest wygodnie – dojechać można najwyżej skuterem, a i to nie wszędzie, a nowoczesność w postaci rur kanalizacyjnych biegnie na zewnątrz, nie w ścianach budynków. Wiele domów rozpada się – nie zdziwcie się więc, widząc metalowe podpory lub stalowe taśmy spinające konstrukcje. Ale ostatnio La Pigna znowu zaczyna żyć – wprowadzają się tu ludzie, którym samochód do szczęścia niepotrzebny, doceniają za to chłód w największe upały, ciszę i spokój.
Jeśli chcecie pospacerować po La Pigna, koniecznie załóżcie wygodne buty, stare miasto jest bowiem brukowane i położone wysoko – najwyższym punktem jest kościół poświęcony Madonnie della Costa (jego budowę zaczęto w XIV wieku, niegdyś był punktem orientacyjnym dla żeglarzy), który znajduje się na wysokości 100 m n.p.m. – a pamiętajmy, że idziemy od poziomu morza. W tej części miasta znajduje się także piękny park Giardini Regina Elena, poświęcony królowej Helenie, żonie Wiktora Emanuela III.
Bądźmy jednak szczerzy – do San Remo niewielu przyjeżdża, aby podziwiać zabytki średniowiecza. To przede wszystkim bogaty nadmorski kurort, olśniewający do dziś bogactwem i blichtrem. Wystarczy przejść kilometr spacerkiem od portu, aby trafić do najdroższej części miasta. Imponujące secesyjne wille, pałacyki i hotele z prywatnymi plażami znajdują się tuż przy Promenadzie Imperatorowej – Passeggiata Imperatrice. Drogę tę, obsadzoną wspaniałymi palmami, poświęcono carycy Marii Aleksandrownie, żonie Aleksandra II (która zresztą zapłaciła za te drzewa). San Remo jest jej wdzięczne – przyjeżdżała tu często, aby podratować słabe zdrowie, a wraz z nią przybywali tłumnie najbogatsi rosyjscy arystokraci i zostawiali pieniądze. Jakiś czas po śmierci Marii wybudowali tu nawet cerkiew z klasycznymi cebulastymi kopułami, wzorując się na siedemnastowiecznych moskiewskich świątyniach. Cerkiew ta, pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela, św. Katarzyny i św. Serafina z Sarowa (to pełna nazwa), stoi po dziś dzień, nieco kuriozalnie wyglądając w otoczeniu secesyjnych hoteli.
Wracając z Promenady Imperatorowej, warto zmienić trasę i odejść od morza, kierując się w stronę miasta – w ten sposób dojdziecie do miejscowego kasyna. Zaprojektowane przez Eugène’a Ferreta, w tzw. stylu liberty, włoskiej wersji art nouveau, powstało na początku XX wieku. Do lat 70. odbywały się w nim koncerty sanremskiego Festiwalu della Canzone Italiana, dziś znowu można tu uprawiać hazard, pod warunkiem że ma się 18 lat, pełen portfel i jest się odpowiednio ubranym („In the Games Rooms you are required to wear neat and suitable clothing, but smart-casual is appropriate. In the Private Rooms a formal jacket is expected”). Kasyno ma też dwie restauracje (jedna międzynarodowa, druga śródziemnomorska) oraz jedną z najpiękniejszych we Włoszech sal teatralnych.
Z kasyna w kierunku miasta idzie się Via Matteotti, prowadzącą aż do piazza Colombo – i jest to najdroższa zakupowa część San Remo, z najelegantszymi butikami wielkich projektantów i najbardziej luksusowymi (niekoniecznie najlepszymi) winiarniami i restauracjami.
Dzień drugi: rower
Wzdłuż wybrzeża ciągnie się 24-kilometrowa ścieżka rowerowa, która powstała w miejscu, gdzie wcześniej były tory kolejowe. Zaczyna się w San Lorenzo al Mare (skąd do stolicy regionu, Imperii, jest już niecałe 9 km) i kończy w Ospedaletti. Po drodze mija się sześć miejscowości – San Remo jest jedną z nich – i kilka tuneli.
Spora wypożyczalnia rowerów funkcjonuje na początku trasy, ale w zasadzie w każdej miejscowości można coś wypożyczyć – w samym San Remo jest co najmniej kilkanaście takich miejsc, a i wiele hoteli oferuje gościom rowery za darmo.
Ścieżka jest super. Prosta, gładka jak stół, szeroka – dwa pasy ruchu dla rowerów, jeden oddzielny pas dla pieszych, samochodom w ogóle nie wolno tu wjeżdżać. Jadąc, mija się kolejne plaże – warto pamiętać, że samo wejście na plażę jest z reguły bezpłatne, chyba że zależy wam na leżakach i parasolu.
Dojeżdżając ścieżką do San Remo, mija się willę Alfreda Nobla – tu mieszkał pod koniec życia, na wybrzeżu przeprowadzał eksperymenty z dynamitem, a w piwnicy miał laboratorium chemiczne.
Ale zdecydowanie najciekawiej jest między San Remo i Ospedaletti. Na tym odcinku znajduje się tunel Capo Nero o długości 1,7 km, w którym zorganizowano niezwykłe muzeum. To galeria związana z wyścigiem Mediolan – San Remo, który jest najdłuższym „klasykiem” świata (299 km jednego dnia). Pod sklepieniem tunelu co 30 m umocowano panele opowiadające jego historię – się jedzie i się czyta, więc trzeba trochę uważać! Rowerowe muzeum zostało otwarte w 2014 roku przez Belga Eddy’ego Merckxsa, siedmiokrotnego zwycięzcę Mediolan – San Remo.
Wspomnienia kulinarne…
Z weekendu w San Remo przywozimy fantastyczną oliwę liguryjską, drobne oliwki Taggiasca DOP oraz słoiczki miejscowego pesto z bazylii PDO. Możemy też dorzucić opakowanie tutejszego makaronu. Radziłabym kupić trofie – krótkie, niedbale skręcone kluseczki; fajnie wyglądają też płaskie, okrągłe, „stemplowane” corzetti, kształtem przypominające corzetto, XIV-wieczną monetę genueńską.
W menu każdej szanującej się liguryjskiej restauracji znajdziecie trofie al pesto, danie, w skład którego wchodzi nie tylko makaron i sos, ale także ziemniaki i fasolka szparagowa; widziałam też wersję z marchewką. Dziwnie to brzmi, jeszcze dziwniej wygląda, ale jest zaskakująco dobre.
W San Remo jadłam też świetną focaccię, w wersji, którą tu nazywają sardenaira alla sanremasca – coś jak gruba pizza, ale bez sera, za to z pomidorami, anchois, oliwkami, kaparami, oregano i czosnkiem.
Kto lubi mięso, powinien pytać o coniglio alla sanremese, królika z oliwkami i rozmarynem, podlanego miejscowym winem rossese.
Przede wszystkim jednak całe wybrzeże liguryjskie to świetne ryby, krewetki i krewety, homary, langustynki i ośmiornice. Podawane są na mnóstwo sposobów – mnie najbardziej smakowało zwykłe spaghetti z mieszanką owoców morza oraz pesce di paranza, małe rybki panierowane i frytowane. Uwadze polecam też ośmiornicę z ziemniakami.
Gdzie zjeść w San Remo? Adresy, które polecił mi Alessandro Il Grande, przewodniczący Rady Miasta San Remo, znajdziecie w ramce na końcu tekstu.
…i winiarskie
Jeśli ma być lokalnie, w Ligurii pijemy czerwone rossese oraz białe vermentino i pigato. Rossese to wino lekkie, świeże, owocowe, pachnące truskawkami i fiołkami, o ożywczej kwasowości, lekko pieprzne w końcówce. Pasuje do dań z pomidorami i w sosach pomidorowych – można je podać np. do klasycznej margherity; lubi się z grillowanymi warzywami, a z mięs – z królikiem i jagnięciną, choć podawane jest także do dziczyzny i wieprzowiny.
Co do vermentino i pigato – część badaczy twierdzi, na podstawie analiz DNA, że to jeden i ten sam szczep. I choć liguryjscy winiarze absolutnie się z tym nie zgadzają, to przecież oba wina są dość podobne: lekkie, aromatyczne, delikatnie słonawe, z nutami cytrusów, białych kwiatów, ale także akacjowego miodu i brzoskwini, zostawiające w posmaku ledwie wyczuwalną goryczkę. Oba najlepiej smakują pite za młodu, gdy są świeże i dziarskie. Wreszcie – oba pasują do ryb i owoców morza, są także klasycznym połączeniem z trofie al pesto; dają sobie też radę z grillowanymi i gotowanymi warzywami, szczególnie jeśli doprawi się je ziołami.
Adresy
Gdzie jeść
Vela DʼOro – kuchnia liguryjska i włoska, znakomite miejsce na ryby. Świetna lazania, spaghetti alle vongole. Doskonałe domowe wino i limoncello.
Via Gaudio 9 (przy tej małej uliczce jest jeszcze kilka innych restauracji, jeśli akurat w tej nie będzie miejsca); www.facebook.com/ristoranteveladoro
Victory Morgana Bay – na bardzo elegancką kolację w porcie. To piękne miejsce położone między Porto Vecchio i Porto Sole słynie ze wspaniałych dań rybnych. Przepiękny taras nad samym morzem, nad salą restauracyjną futurystyczna kopuła, która latem bywa otwierana, aby goście mogli zjeść pod gwiazdami. Kuchnia śródziemnomorska i fusion. Bardzo dobry cocktail bar i… sushi lepsze niż w Tokio.
Corso Trento e Trieste, 16; www.victorymorganabay.it
A Cuvea – kuchnia liguryjska. Ośmiornica z ziemniakami, smażone anchois, królik po liguryjsku – tylko tutaj. Specjalnością domu są ravioli z ogórecznikiem oraz gnocchi z pesto. Warto rezerwować – w środku są 4 stoliki, na zewnątrz, na chodniku – dwa, a chętnie przychodzą tu także miejscowi. Świetne domowe wino i degustacja oliwy „od przyjaciela”. Plus genialne domowe ciasta – jeśli będzie czekoladowa tarta z gruszką, bierzcie w ciemno!
Corso G. Garibaldi, 110; www.facebook.com/pages/A%20Cuvea/126845504055262
Equipe Gabry – świetne miejsce na domową kuchnię liguryjską – prawdziwą, chłopską, sycącą. Królik w oliwie z szałwią wymiata! Smacznie, bezpretensjonalnie, duże porcje i niedrogo (w każdym razie jak na San Remo).
Salita S. Bernardo, 18
Gdzie spać
Na bogato
Royal Hotel San Remo – istnieje od 1872 roku. Mieści się pośród wielkiego (16 tys. m2) parku z subtropikalną roślinnością, a na jego terenie znajduje się dizajnerski basen o nieregularnym kształcie zaprojektowany przez słynnego włoskiego architekta (współtwórcę wieżowca Pirelli w Mediolanie) Gio Pontiego. Centrum odnowy biologicznej i najlepsza (tak mówią) kuchnia w mieście.
royalhotelsanremo.com; Corso Imperatrice, 80
Trochę taniej
Lolli Palace Hotel – mieści się zaraz obok cerkwi, przy Promenadzie Imperatorowej, blisko morza. Piękna secesyjna bryła budynku i równie piękne, pieczołowicie odrestaurowane wnętrza.
lollihotel.it; Corso Imperatrice, 70
Correnti Boutique Hotel – centrum San Remo, 150 m od Teatru Ariston (tego samego, gdzie odbywa się Festiwal Piosenki Włoskiej), 50 m od morza. Przepiękny, bardzo elegancki.
Via Roma 36; www.correntiboutiquehotel.it
Alexander Hotel & Spa – samo serce San Remo, blisko do plaży i ścieżki rowerowej. Przepiękny, secesyjny, ponadstuletni budynek, śniadania serwowane w ukwieconym ogrodzie, wygodne duże pokoje. Parking trzeba rezerwować – jest dodatkowo płatny 10 euro za noc, ale w okolicy naprawdę trudno zaparkować. Hotel wypożycza rowery – bezpłatnie.
Corso G. Garibaldi, 123; www.hotelalexandersanremo.it
Tańsze opcje?
Villa Mafalda – apartamenty. Bardzo dobrze wyposażone, czyste i wygodne. Niedaleko kasyna.
Via Nuvoloni 18
Uwaga: szukając apartamentów w San Remo, koniecznie zerknijcie na mapę, aby upewnić się, że nie wylądujecie gdzieś za miastem – daleko od centrum, portu i plaży. Jeśli wyjeżdżacie tylko na weekend – nie opłaca się.
Gdzie na wino
Winnice
20 km od San Remo: Azienda Agricola Poggi oraz pobliska (oddalona o ok. 500 m) Azienda Taggiasco Leonardo – oba miejsca świetne na rossese.
Azienda Agricola Poggi: Via 9 Luglio, 57-25, 18036 Soldano IM
Azienda Vinicola Taggiasco Leonardo: Corso Verbone, 86, 18036 Soldano IM
65 km od San Remo: Azienda Agricola Paolo Deperi – tu dostaniecie klasyczne pigato i vermentino. Koniecznie należy także spróbować pigato passito, jest też świetne spumante robione metodą klasyczną. Oprócz tego grappa z pigato i własna oliwa.
5 Borgata Caneto, 18020 Costa Parrocchia IM; www.deperi.eu
Sklep i enoteka
Eurodrink – sklep, gdzie można kupić wina i mocne alkohole produkowane we Włoszech. Ceny rozsądne, duża półka z winami liguryjskimi. Są też kawy i czekolady.
Via Roma 106, San Remo; www.eurodrink.it
Enoteca Il Forletto – 200 m2 powierzchni, ponad 2400 etykiet win, w tym ekologiczne i biodynamiczne. 200 rodzajów whisky, 180 rodzajów grappy, ponad 100 rumów. Mają też znakomitą oliwę.
Via Francesco Corradi 44, San Remo; www.ilforletto.com
Gdzie na lody
GROM – Il gelato come una volta – najlepsze lody w całym mieście. Jeśli chodzi o smaki, koniecznie spróbujcie cassaty, ekstraciemnej czekolady oraz orzechów laskowych; zwracajcie też uwagę na smaki miesiąca, lodziarnia publikuje je na swojej stronie. Oprócz lodów mają ciastka, kremy do pieczywa, naturalne dżemy i konfitury oraz własnoręcznie robioną czekoladę.
www.grom.it; Corso Giuseppe Garibaldi, 2
San Remo i okolice, czyli co robić, jeśli zostajemy jeszcze na dzień lub dwa
Jeśli zwiedziliście już miasto i przejechaliście całą trasę rowerową tam i z powrotem, jeśli już macie dość plaży – pamiętajcie, że San Remo to niezłe miejsce wypadowe na jednodniowe wycieczki. Wypożyczacie samochód i…
Triora – z San Remo niecałe 40 km.
Można dojechać rowerem, tylko trzeba wypożyczyć jakiś lepszy albo elektryczny, bo choć to nieszczególnie daleko, to jednak stale pod górę – San Remo leży nad morzem, a Triora już 780 m n.p.m. To miasto czarownic, zwane włoskim Salem (choć powinno być odwrotnie, bo to, co się tu wydarzyło, było sto lat przed Salem). Miasteczko jest piękne samo w sobie, znajduje się na prestiżowej liście I Borghi più belli d’Italia, ale historię ma ponurą. W latach 1587‒1589 odbył się tu wielki proces czarownic, podczas którego oskarżono o czary uzdrowicielki i położne. 33 kobiety dostały się w łapy inkwizycji i poddano je nieludzkim torturom, o czym świadczą akta zgromadzone w archiwach regionalnych Genui. Podczas procesu zmarły dwie z nich, los tych, które trafiły do więzień, pozostaje nieznany do dziś.
Triora uporała się ze swoją historią – dziś czarownice przyciągają do miasteczka rzesze turystów, a co cztery lata organizowany jest międzynarodowy kongres na temat czarów; rokrocznie w sierpniu odbywa się też Festiwal Czarów, we wrześniu Festiwal Grzybów, no i oczywiście hucznie obchodzone jest Halloween.
Grasse – 100 km z San Remo i jesteśmy we Francji, na Lazurowym Wybrzeżu.
Miasteczko Grasse zna każdy, kto przeczytał Pachnidło Patricka Süskinda – o człowieku obdarzonym nieprzeciętnym węchem, który mordował kobiety, aby zdobyć ich zapach. Tenże morderca uczył się sztuki komponowania perfum właśnie w Grasse, które jest la capitale mondiale des parfums, stolicą światowego perfumiarstwa. Działają tu do dziś trzy wielkie i szacowne wytwórnie perfum: Galimard, Molinard i Fragonard, ale obok nich jest mnóstwo innych mniejszych lub większych perfumiarzy. Pod adresem 12 Rue de lʼOratoire znajduje się malutka Parfumeur Gaglewski Grasse (www.gaglewski.com) prowadzona przez perfumiarza o polskich korzeniach – dziadek Didiera Gaglewskiego pochodził spod Tarnowa.
Monte Carlo – wycieczka z San Remo do Monako to zaledwie 40 km
Na wypadek, gdyby kasyno w San Remo okazało się niewystarczające, mamy w pobliżu inną opcję. Kasyno w Monte Carlo jest chyba najsłynniejsze na świecie – co ciekawe, nie mogą w nim grać obywatele Monako, a jedynie przyjezdni. Bywał tu, i to dwukrotnie, James Bond: w Nigdy nie mów nigdy i Golden Eye. Do Monte Carlo można też przyjechać ze względu na Formułę 1 – na słynnym Circuit de Monaco, torze ulicznym o długości 3337 m, kierowcy robią 78 ciasnych okrążeń, razem ponad 260 km. Grand Prix Monaco odbywa się co roku w maju, bilety na najbliższą imprezę można rezerwować przez stronę tickets.formula1.com.
Genua – 150 km
Miasto super, oczywiście, muzea, architektura i te sprawy, ale szczególnie i przewrotnie polecam Acquario di Genova w starym porcie, jedno z najfajniejszych oceanariów na świecie, drugie co do wielkości w Europie. Nowoczesny budynek zintegrowany jest z prawdziwym statkiem Grand Nave Blu. Uwaga! To jedno z nielicznych miejsc z „basenem dotykowym” – kto chce, może gołą ręką dotknąć płaszczki.