Świat o niej prawie zapomniał. Świat? To za dużo. Włochy? Veneto? Ciągle za wiele. Bohaterkę tego tekstu spotkać można właściwie tylko w okolicy Rovigo.
Tekst i zdjęcia: Tomasz Prange-Barczyński
Styczniowe słońce ginęło w mgłach pełznących o wczesnym zimowym zmierzchu znad Adygi. Nie mogło się nawet schować za wzgórzami, bo ziemia tu płaska jak stół. To przecież początek Niziny Padańskiej. Najdłuższa rzeka Włoch płynie raptem 25 km dalej na południe. San Martino di Venezze leży mniej niż kwadrans jazdy samochodem od Rovigo. Kiedyś, nęcony tomikiem wierszy Zbigniewa Herberta, który nie dotknął go żywą stopą, odwiedziłem to niewielkie miasto po drodze do Ferrary. Było miło, choć nie przyszło mi do głowy pytać o lokalne wina. W upalne południe, w barze przy placu Garibaldiego poprosiliśmy o aperol spritz. Poeta wiedział, nie wysiadając z pociągu, to, czego my doświadczyliśmy na własnej skórze.
Rovigo nie odznaczało się niczym szczególnym było / arcydziełem przeciętności proste ulice nieładne domy
Mimo to pozostawiło w myślach dobre wspomnienia. Ucieszyłem się więc, gdy F. oznajmiła, że w drodze z Werony do toskańskiej Maremmy zatrzymamy się na noc pod Rovigo, w San Martino. Zdziwiłem się tylko, słysząc, że spać będziemy w winiarni. Nie byłem jedynym, który się dziwił. Francesco Mazzetto, ceniony włoski enolog, który pracował wcześniej na wybrzeżu Toskanii w znanej winiarni Due Mani, otrzymawszy propozycję pracy w należącym do rodziny Reato Corte Carezzabella był zdumiony, że w Polesine w ogóle ktoś robi wino.
Ciepła, wilgotna równina
Bo Polesine, pas ziemi leżący między Adygą a Padem, to przede wszystkim tereny rolnicze. Także Carezzabella była jeszcze niedawno typowym gospodarstwem. Owszem, ludzie mieli tu tradycyjnie dwa-trzy rzędy winorośli, ale wino tłoczyli wyłącznie na własne potrzeby. Na piachu, który dominuje w okolicy Rovigo, dobrze rosną szparagi. Reato oprócz warzyw uprawiali drzewa morelowe, jabłonie, wiśnie i porzeczki.
Wszystko zmieniło się ponad dekadę temu, gdy w rodzinę wżenił się Francesco Favaretto, który namówił swoją życiową partnerkę, Chiarę Reato, by nie rezygnując z warzyw i owoców zająć się przede wszystkim winem. Nowy gospodarz uznał, że mimo braku tradycji winiarskich Polesine jest dobrym wyzwaniem dla winogrodnika. Płaski piaszczysty teren, klimat ciepły i wilgotny – nie tylko od rzeki; Adriatyk jest 50 km stąd – małe różnice temperatur między dniem i nocą; wszystko to wymagało dużego namysłu przy wyborze odmian. Padło ostatecznie na pinot grigio, bo przecież jednak jesteśmy w Veneto, ale też świetnie się tu czujące manzoni bianco, czyli krzyżówkę rieslinga z pinot bianco; wreszcie trebbiano romagnolo. Ze szczepów czerwonych rosło w Carezzabelli trochę starych krzewów merlota i cabernet franc. Oraz turchetty.
Autochton z Polesine
Szczep jest stary – co do tego nie mają wątpliwości ani nieliczni uprawiający go winogrodnicy, ani ampelografowie. Pochodzi najpewniej z okolic Rovigo. Rodzice pozostają nieznani. Według nieoficjalnych danych rosną go raptem 3 ha, choć rzeczywistość jest nieco bardziej optymistyczna. Sami Reato mają półtora hektara, a nasadzają tego – do niedawna zapomnianego – szczepu więcej. Są też winiarze robiący z turchetty wino pod Padwą, w Colli Euganei, innym tradycyjnym miejscu uprawy odmiany, a nawet, eksperymentalnie, z podsuszonych gron, w Valpolicelli. Jedyną apelacją, w której winach turchetta może się znaleźć, jest DOC Bagnoli di Sopra. Jednak żadne z win Carezzabella nie nosi tego oznaczenia.
Skąd to zainteresowanie starym szczepem? Turchetta dobrze czuje się w wyjątkowych warunkach terroir Polesine. Daje tu wina złożone, intensywne, owocowo-kwiatowo-korzenne, o aromacie wiśni i fiołków. Niekiedy ciut rustykalne, przede wszystkim zaś oryginalne, czego o dobrym tu skądinąd merlocie powiedzieć się przecież nie da.
Reato dbają o lokalne siedlisko i jego biologiczną różnorodność. Posadzili 5000 drzew. Utrzymują ekstensywną uprawę rolną, a do winorośli, warzyw i owoców dołączyli też zboże. Nowe krzewy turchetty i innych odmian starają się sadzić na oryginalnych podkładkach, bez szczepienia. Piaszczysta gleba powinna być w końcu odporna na filokserę.
Corte Carezzabella to nie tylko winiarnia i gospodarstwo rolne, ale i dysponująca szesnastoma pokojami i basenem agroturystyka. Oprócz wina goście mogą kupić lokalne wyroby: soki, konfitury, kompoty czy sosy pomidorowe.
Zjazd z autostrady
Na kolację pod turchettę była perliczka. Wcześniej jednak próbowaliśmy miejscowych win białych: oryginalnego Brillo, kupażu trebbiano romagnolo z pinot grigio, nieco naturalizującego, oryginalnego Temetum, czyli tym razem manzoni z pinot grigio, wreszcie ultrapijalnego, aromatycznego, czystego Manzoni, częściowo dojrzewającego w beczce. Towarzyszyło im risotto z… lodami cukiniowymi, które polubiło się bardzo, zwłaszcza z ostatnim z win. Przypomniałem sobie, że Herbert porównał wyrastającą pod Rovigo pojedynczą w płaskim krajobrazie górę przeciętą czerwonym kamieniołomem do świątecznej szynki obłożonej jarmużem. Jak i dla poety, tak i dla mnie
[…] było to miasto z krwi i kamienia – takie jak inne / miasto w którym ktoś wczoraj umarł ktoś oszalał / ktoś całą noc beznadziejnie kaszlał
Kiedyś zredukowane do pomarańczowego koktajlu na placu Garibaldiego – jak dla Herberta, do stacji do przecinka – od styczniowego mglistego wieczoru kojarzy mi się z turchettą, manzoni, vini di sabbia, winami z piasku.
Podróżując przez Włochy z północy na południe zjedźcie kiedyś z autostrady A13, zaraz za mostem na Adydze. Wpadnijcie przynajmniej do Rovigo. Może zamiast aperolu dadzą wam na piazza kieliszek turchetty. A jeszcze lepiej – zadajcie sobie trud, by dotrzeć kawałek dalej, do San Martino, do Corte Carezzabella. Tam mają ją na pewno.