fot. Nikhil / Unsplash
Winiarze z włoskiej Emilii uważają, że zamknięcie musującego wina w aluminiowej, nadającej się do recyclingu butelce, zamiast w tradycyjnej szklanej, to wyraz zrównoważonego myślenia o środowisku. Podobnie myślą Amerykanie.
Tomasz Prange-Barczyński
Kilka (kilkanaście? kilkadziesiąt?) ładnych lat zajęło nam przyzwyczajenie się do metalowych zakrętek zamiast korków w butelce wina. Grono wiecznych malkontentów wciąż istnieje, ale jednak stale się kurczy, a większość z nas nie krzywi się już na widok takiego zamknięcia. Ba, w określonych okolicznościach cenimy je sobie nawet bardziej niż tradycyjny, ale przysparzający drobnych kłopotów korek.
Dziś stoimy u progu kolejnej rewolucji. Tym razem korek zostaje, metalowa staje się natomiast butelka. Konkretnie: aluminiowa. Cantina Ceci 1938, znany producent lambrusco spod Parmy, który w pilotażowym programie zabutelkował swoje dwa wina musujące, nie jest w tym nawet pionierem. Do aluminiowych flaszek trafiły doskonale znane we Włoszech Nero di Lambrusco oraz zupełnie nowy produkt: Bolledichardonnay.
Dla przyszłości
Projekt nazywa się „For the Future”. Maria Paola Ceci, prezydentka firmy, zapowiedziała, że to element odpowiedzialnego podejścia do wyzwań wynikających ze zrównoważonego prowadzenia winiarni. Aluminium, podobnie jak szkło, ma zerowy wpływ na smak i parametry wina. Jest za to dużo lżejsze, co generuje przy transporcie tysięcy butelek zdecydowanie mniejszy ślad węglowy. No i jest naczyniem wielokrotnego użytku. Butelki zostały przystosowane do tego, by w szyjce idealnie mieścił się typowy korek do win musujących, ten w kształcie grzybka. Forma szyjki naczynia pozwala też zabezpieczyć korek drucianym splotem, identycznie jak ma to miejsce w przypadku butelek szklanych. Na butelce umieszczono prowokacyjny napis: so what?, w którym zamiast litery „a” widnieje symbol recyclingu.
Ekologia i film
Nieco wcześniej w tym roku wino w aluminiowych butelkach wypuścili na rynek winiarze z Kalifornii. Rodzina Bogle zaprezentowała serię ElementAL w metalowych flaszkach o pojemności 0,75 l, do złudzenia przypominających kształtem zwykłe butelki szklane. W tym przypadku wina są zamykane stalowymi zakrętkami. Chardonnay, Pinot Grigio, Rosé i Pinot Noir różnią się kolorem malowanych na powierzchni naczynia wzorów. Cała seria zadebiutowała w styczniu jako oficjalne wino prestiżowego festiwalu filmowego Sundance. Idea niezależnego kina i zrównoważonego podejścia do opakowań w winie zdaje się pasować jak ulał. – Pracowaliśmy nad projektem przez trzy lata – mówi Paul Englert zajmujący się w Bogle marketingiem. – Wierzę, że te butelki mogą okazać się game-changerem. Musieliśmy znaleźć sposób na drastyczne ograniczenie śladu węglowego, ale chcieliśmy zrobić to tak, by nadal być blisko z konsumentami – dodaje. A to w USA bardzo trudne zadanie.
Dobra prasa potrzebna jest alternatywnym opakowaniom na wino w Stanach Zjednoczonych bardziej, niż gdziekolwiek indziej na świecie. W kraju, w którym olbrzymi odsetek winiarni może pochwalić się certyfikatem zrównoważonego winiarstwa, a na etykietach widnieją dziesiątki symboli informujących o prośrodowiskowych ekologicznych praktykach, waga butelki wydawała się problemem nie do przejścia. W zeszłorocznym reportażu z Kalifornii, Wino dla przyszłych pokoleń (Ferment 26) pisałem o smutnym zwyczaju pakowania win premium w jak najcięższe, masywne butelki i to często przez winiarzy, którzy ekologię i troskę o planetę wypisane mają na sztandarach. We have to think about it, brzmiała standardowa reakcja na oskarżające pytanie: po co to tyle waży!? Odpowiedź była prosta – bo typowy klient uważa wino w masywnej butelce za bardziej prestiżowe, ergo – lepsze.
Aby było lżej
W Europie, na szczęście, coraz więcej winiarni poszukuje lżejszych butelek, a wręcz wprowadza regulacje dotyczące maksymalnej ich wagi. Mówi się też coraz głośniej o alternatywie dla szkła: tworzywie sztucznym czy właśnie metalu, choćby w formie puszki, który to wątek wielu producentów tańszych, skierowanych na nietradycyjne rynki win chętnie podejmuje. Aluminiowa butelka ma tu spore szanse. Sam nie miałbym nic przeciwko. Wiem co mówię. W związku z sezonem wakacyjnym piszę ten tekst w środku lasu, pozbawiony dobrych (i niedobrych też) kieliszków, popijając sympatyczne valdepeñas z kubka ze stali nierdzewnej. Daje radę.